​Króliki w foliowej siatce i chore szczeniaki, czyli poznański targ „Sielanka”

FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

​Króliki w foliowej siatce i chore szczeniaki, czyli poznański targ „Sielanka”

Władze Poznania od lat nie radzą sobie z nielegalnym handlem zwierzętami

Więcej zdjęć poniżej. Fot. Paweł Jaśkiewicz i Kuba Rodziewicz (Pizza Connection)

Popularne w Poznaniu targowisko „Sielanka" to miejsce, gdzie oprócz cukierków z galaretką i nawozu do kwiatów można zakupić prawie każde zwierzę hodowlane i domowe występujące w naszym kraju. Od wielu lat lokalne media nagłaśniają problem , donosząc o sprzedaży psów i kotów z kazirodczych miotów czy poupychanych w klatkach kurczakach zadeptujących się na śmierć – jednak sprawa cichnie tak szybko, jak się pojawia. Po tym jak moja znajoma umieściła w mediach społecznościowych zdjęcie królików niesionych w foliowej siatce, postanowiłem sam sprawdzić, co rzeczywiście dzieje się na Sielance.

Reklama

Giełdą oficjalnie zarządza Poznański Związek Hodowców Gołębi Rasowych i Drobiu Ozdobnego. Rozpocząłem od wysłania mejla do związku z zapytaniem, czy muszę dokonać jakichkolwiek formalności – np. przedstawić zaświadczenia od weterynarza – aby móc sprzedać na Sielance „dużą ilość królików". Odpowiedź od p. Leszka Orlewicza, prezesa poznańskiego ZHGRiDO, była krótka: PANIE MARKU ŚELANKA JEST CZYNA CAŁY ROK W NIEDZELE OD 7 DO 13 [pisownia oryginalna]. To nie wróżyło nic dobrego. Zamieniłem więc koszulkę z logiem Motörhead na T-shirt z dyskontu i spróbowałem wtopić w środowisko Sielanki.

Na pierwszy rzut oka nazwa „Sielanka" wydaje się nieprzypadkowa: gwar, uśmiechy, miły pan przewożący dzieci na kucyku. Jeśli zatrzymałbym się na tym obrazku, to w istocie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego. Na wejściu uderzył mnie jednak widok kur i kaczek poupychanych w klatkach niczym poznańska pyra w tytce. Bardziej żywotne sztuki deptały inne wciśnięte w ziemię, aby dobić się do plastikowej butelki z wodą, która pełniła funkcję poidełka. Nastolatki i panowie o wczorajszym wyglądzie sprzedawali króliki miniaturki, które skulone siedziały w grupkach na niezabezpieczonych plastikowych podstawkach od klatek.


Dla tych, którym zależy. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Dalej: ogromne małże poupychane w plastikowym wiadrze po farbie. Cena jednego, o długości parunastu centymetrów, wynosiła sześć złotych. Miła pani ze stoiska poinformowała mnie bez krępacji, że to szczeżuja wielka, według Polskiej Czerwonej Księgi Zwierząt gatunek silnie zagrożony w naszym kraju. Dalej, przy wyjściu, na buńczucznym kocyku z wizerunkiem kota leżały stare telefony komórkowe, ładowarki oraz malutkie akwarium z meksykańskim płazem, aksolotlem. Tęgi pan w koszulce z napisem „Polska" oferował go za 80 zł.

Reklama

Obok, trzymając małego labradora na rękach, starszy mężczyzna próbował wejść na targowisko. Piesek podobnież był rasowy i z hodowli, ale bez jakichkolwiek papierów potwierdzających pochodzenie czy uzupełnione szczepienia. Za 200 zł od ręki mógł być mój. Zapytałem o adres hodowli, tłumacząc, że nie mam tyle gotówki, a poza tym chciałbym zobaczyć rodziców psiaka i resztę miotu. „Znajomy zamyka hodowlę i musimy szybko pieski opchnąć, bo przysługę robię".


Najlepsze z VICE w twojej skrzynce. Zapisz się do naszego newslettera


Agnieszka Wieczorek z Fundacji Animal Security, która od dawna walczy z sytuacją na Sielance, tłumaczy mi, że to bardzo typowy obrazek: „W trakcie ukrytych kontroli, pod naszym nosem i na naszych oczach, sprzedawano psy, koty, a także umawiano się na krycie. Szeroko rozbudowana siatka handlarzy od lat rozmnaża kundelki i sprzedaje je naiwnym ludziom pod giełdą. Zwierzęta są niezaszczepione, często pokrewnie krzyżowane, co może prowadzić do ich chorób czy permanentnego kalectwa". Ci tzw. spacerowicze, z psami i kotami w rękach krążą między wejściami na giełdę – widziałem ich wielu. Po paru interwencjach Eko Patroli (czyli reprezentantów fundacji w asyście Straży Miejskiej), nielegalne stoiska z psami i kotami faktycznie zniknęły – zastąpili je właśnie „spacerowicze". Nie można ukarać nikogo za obecność na Sielance z własnym zwierzakiem, więc sytuacja bywa patowa.

Według e-maila z Urzędu Miasta, strażnicy miejscy są na targowisku w każdym dniu handlowym – jednak przy każdej mojej wizycie widziałem te same problemy. Ireneusz Sobiak, powiatowy lekarz weterynarii w Poznaniu, nie widzi problemu. Jak pisze, „kontrola wykonana przez [niego] wraz z Policją w 2015 r. nie stwierdziła rażących uchybień w zakresie wymagań weterynaryjnych. Ponadto ponownie nie stwierdzono łamania przepisu art. 10a ust. 1 ustawy o ochronie zwierząt, tj. handlu zwierzętami domowymi". Również tegoroczne kontrole nie znalazły, jak twierdzi, „osób handlujących zwierzętami domowymi. Na targowisku znajdowały się zwierzęta gospodarskie: króliki, drób i ptaki ozdobne".

Reklama

Ustawą o ochronie zwierząt zabrania „wprowadzania do obrotu zwierząt domowych na targowiskach, targach i giełdach" oraz prowadzenia giełd z taką sprzedażą. Zwierzęta domowe, to wg ustawy te„tradycyjnie przebywające wraz z człowiekiem w jego domu lub innym odpowiednim pomieszczeniu, utrzymywane przez człowieka w charakterze jego towarzysza". O ile szczeżuja takim zwierzęciem nie jest, a w przypadku aksolotla wątpliwości może budzić słowo „tradycyjnie", to już królika miniaturki czy papużki nikt zwierzęciem gospodarskim nie nazwie.

„Przedstawiciele władz i funkcjonariusze bardzo często nie wiedzą, jak powinni postępować w takich sytuacjach. Nie znają procedur i ustawy o ochronie zwierząt" – mówi Agnieszka. „Mimo dobrych chęci i sympatycznej współpracy ze Strażą Miejską, ograniczenia zarówno prawne jak i liczbowe są nieubłagane. Wytyczne przełożonych SM odnoszą się tylko do psów i kotów, kiedy jako «zwierzęta domowe» należy według ustawy traktować również chomiki, króliki, ptaki ozdobne, świnki morskie, rybki akwariowe itp.".

Oficjalna strona właścicieli sielanki, zawiera informację, że na Sielance „odbywa się giełda na której można kupić: gołębie, drób, ptaki egzotyczne, rybki, psy, koty" – co stanowi jawne przyznanie się do łamania prawa. Mimo to, żaden organ lokalnej władzy nie potrafi od wielu lat uporać się z kawałkiem placu otoczonego lichym płotem.

Śledź autora na Facebooku