Zobacz, jak warszawiacy tańczyli dla Gruzji

FYI.

This story is over 5 years old.

vice mówi co teraz

Zobacz, jak warszawiacy tańczyli dla Gruzji

Klubowy protest pod ambasadą Gruzji w Warszawie nie był pretekstem do rozkręcenia imprezki w środku dnia i każdy wiedział, że nie o zabawę tu chodzi

Idąc pod ambasadę Gruzji w Warszawie, podejrzewałem, że na miejscu spotkam małą grupkę ludzi, podrygujących niepewnie w rytm cichej muzyki. Przyjąłem za pewnik, że nasze narodowe cechy – nieśmiałość i dystans – jak zawsze wezmą górę i może dopiero pod koniec imprezy, zaplanowany na godz. 20, coś się zacznie rozkręcać. Tymczasem klubowy protest od samego początku był intensywny, muzyka głośna, a zgromadzeni ludzie tańczyli, jak o 3 w nocy. I chociaż z zewnątrz mogło to wyglądać, jakbyśmy wykorzystali po prostu moment, żeby rozkręcić imprezkę w środku dnia, wszyscy wiedzieli, że nie o zabawę tu chodzi.

Reklama

Kiedy na słupach wokół przejścia podziemnego, w którym grali kolejni DJ-e, zawisł transparent „I love techno” (powieszenie go kosztowało prawie życie faceta, który 15 minut stał na palcach w połowie schodów), ludzie zaczęli klaskać. Przyszli tutaj, żeby bronić możliwości wyrażenia siebie i bycia sobą, które zostały symbolicznie odebrane mieszkańcom Tibilisi po brutalnym zamknięciu tamtejszych dwóch klubów – Bassiani i Cafe-Gallery.

Chodzi o wolność, której i u nas jest coraz mniej. Gruzińskie władze odmawiają praw osobom LGBTQ i organizując policyjne naloty na dwa najbardziej znane kluby pod pozorem szukania dilerów, których aresztowano wcześniej, tak naprawdę zniszczyły dwa ośrodki rozwoju krytycznej, niezależnej kultury. Miejsca, do których ucieka się, kiedy rzeczywistość staje się dla dyskryminowanej grupy ludzi nie do zniesienia. Podczas wielkich demonstracji na ulicach Tibilisi, podobnie jak podczas protestu w Warszawie, ludzie nie chodzili z piwem – trzeźwi manifestowali swoje przywiązanie do muzyki, innych ludzi i sposobu myślenia.

Hasło przewodnie warszawskiego protestu brzmiało: „We dance together, we fight together”. Zapytałem Kajetana (Avtomat), który grał w czasie manifestacji, czy uważa, że taka forma w ogóle ma sens, czy nie jest zbyt trywialna i zostanie odpowiednio odczytana. Powiedział mi, że właśnie może dzięki temu o tym proteście zrobi się głośniej i z małej oddolnej inicjatywy stanie się czymś widocznym, pomagając dotrzeć do szerszej grupy ludzi z informacją o tym, co dzieje się w Gruzji.

W rozmowach, które słyszałem w tłumie, padały pytania, czy w Polsce też może dojść do podobnych wydarzeń, co w Tibilisi? Niezależnie od odpowiedzi każdy, kto wracał spod ambasady z rozdawaną w tłumie nalepką na koszulce, pokazywał, że podobnie jak Gruzini i Gruzinki, my też będziemy walczyli o swoje prawo do swobodnego wyrażania myśli, jeśli będzie zagrożone.