FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Jestem wielki

„Zawsze byłem wysoki. Gdziekolwiek poszedłem, patrzyłem na innych z góry. Owszem, pytano mnie, ile mierzy mój wacek..." – Michael ma 2 metry i prawie 10 cm wzrostu

Artykuł pierwotnie pojawił się na VICE Alps

Michael ma 2 metry i prawie 10 cm wzrostu. To oznacza, że należy do 3 proc. najwyższych mężczyzn w ojczystej Austrii. W szkole górował nad innymi, ale wcale nie miał z górki. Zbierał baty od rówieśników i wiódł życie szkolnego wyrzutka. W miarę upływu czasu trochę wyluzował, zaakceptował swój wzrost i nauczył się radzić sobie z reakcjami ludzi. Gigantyzm nie jest już dla niego problemem. Spotkałem się z nim, żeby pogadać, jak wygląda życie olbrzyma. Poniższa historia to zapis wynurzeń Michaela na ten temat.

Reklama

Zawsze byłem wysoki. Gdziekolwiek poszedłem, patrzyłem na innych z góry. Gdy uczęszczałem do szkoły średniej, matka chciała mnie zabrać do lekarza, bo autentycznie bała się, że już nigdy nie przestanę rosnąć. Tak poważny był to problem. Dojrzewanie samo w sobie jest wystarczająco stresujące, byś musiał się jeszcze dodatkowo martwić o to, czy kiedyś przestaniesz rosnąć. Nie chodziło zresztą tylko o mój wzrost. Na domiar złego byłem chudy jak szczapa. Wystarczyło, żebym czuł się jak kosmita. Nie cierpiałem szkoły, bo dzieciaki wciąż mi dokuczały przez to, że byłem taki tyczkowaty. Nie każdy wiedział, jak mam na imię, ale za to wszyscy kojarzyli „tego wielkoluda". Przez mój wzrost stałem się łatwym celem dla rówieśników. W końcu po prostu przestałem chodzić na lekcje. Miałem megadoła. Czasem o tym zapominam, ale w szkole było naprawdę strasznie.

W pewnym momencie coś zaczęło się zmieniać. Po lekcjach życie olbrzyma wcale nie było takie złe. Miało swoje plusy. Na przykład chodziłem szybciej niż inni, mogłem pokonywać dwa stopnie schodów naraz i takie tam. Panuje opinia, że ponadprzeciętnie wysocy ludzie mają problemy zdrowotne, ale ja jestem zdrów jak ryba. Może dlatego, że w okresie dorastania chodziłem na zajęcia z fizjoterapii, żeby wzmocnić układ mięśniowy. W rezultacie wydolność moich płuc wzrosła do tego stopnia, że nie da się jej zmierzyć za pomocą konwencjonalnego sprzętu. Lekarze mówią, że to dobrze.

Reklama

Inny często rozpowszechniany mit głosi, że wysoki wzrost może komplikować sprawy łóżkowe, że trzeba zapomnieć o umawianiu się z dziewczynami normalnego wzrostu itp. Totalna bzdura! Osobiście nie mam żadnych problemów w tej dziedzinie.

Michael w Indiach

Wysoki wzrost ma też swoje minusy. Potrafi trochę utrudnić niektóre aspekty życia codziennego. Dla dryblasów miasto to tor przeszkód najeżony drogowskazami, parapetami i markizami, którymi wy, mikrusy, nie musicie się przejmować. Przekonałem się boleśnie na własnej skórze, że mnóstwo znaków drogowych w Austrii nie osiąga ustawowej minimalnej wysokości 240 centymetrów, więc cały czas muszę pamiętać, żeby nie przydzwonić w coś głową. Wakacje na południu Europy to dla mnie koszmar, bo wiatraki sufitowe są tam zawieszone wyjątkowo nisko. Chociaż wolę to niż występowanie w roli jakiegoś bóstwa, któremu oddaje się cześć. Coś takiego przydarzyło mi się niedawno na jednej z ulic w Indiach.

W środkach miejskiej komunikacji też bywa różnie. Z wielu wiedeńskich tramwajów nie mogę korzystać, bo wagony są za małe, abym się wyprostował. Ciężko byłoby mi też usiąść, chyba że zwinąłbym się w kłębek i podciągnął kolana pod brodę.

Udało mi się znacznie uprościć sobie życie dzięki remontowi mieszkania. W pierwszej kolejności zadbałem o wysokie sufity, ale trzeba było jeszcze zmienić wiele innych z pozoru błahych rzeczy. Musiałem wyregulować wysokość czaszy prysznica, żeby sięgała powyżej mojego pępka, i przerobić blat kuchenny, bo do tej pory zmuszony byłem kroić warzywa zgięty w pół. Szafki, lustra, zlew – wszystko umocowałem nieco wyżej, żeby nie ćwiczyć jogi za każdym razem, gdy chciałem z nich skorzystać.

Reklama

Ludzie, z którymi gadam, czują się nieswojo, jeśli przez pół rozmowy muszę się schylać, żeby cokolwiek zrozumieć

Osobną kwestię stanowi kompletowanie garderoby. Rzadko zdarza mi się trafić na sklep, w którym sprzedają ciuchy w moim rozmiarze, ale jeśli już taki znajdę, to kolekcja dla olbrzymów jest totalnie obciachowa. Wyobraźcie sobie, że drągale też lubią się modnie ubrać! I nie każdy z nas musi być od razu chorobliwie otyły. Jak to się dzieje, że prawie każde spodnie z odpowiednio długimi nogawkami są tak szerokie w pasie, że mogłyby pomieścić słonia? Obecnie kupuję spodnie wyłącznie w sieci. Jeśli chodzi o resztę ciuchów, albo sam robię poprawki, albo zdaję się na fachowców.

Włożenie odrobiny wysiłku w ogarnięcie garderoby zdecydowanie się opłaca. Dzięki temu unikam sytuacji, w której czekam przy ladzie pod ostrzałem spojrzeń innych klientów, aż po długich poszukiwaniach ekspedientka wyłoni się z zaplecza z pustymi rękami.

Reakcje otoczenia na mój wzrost zależą od okoliczności. Ludzie często podchodzą do mnie na ulicy. Niektórzy są wyraźnie zaciekawieni, inni – w ciężkim szoku. Obsypują mnie komplementami i historiami o swoich znajomych, którzy też są wysocy, ale nie tak bardzo jak ja. Zawsze słucham tych historyjek, bo z jakiegoś niezrozumiałego powodu tym ludziom się wydaje, że mnie to rusza.

Nie ma też nic niezwykłego w hordach ciekawskich gapiów tłoczących się wokół mnie na ulicy i bombardujących średnio inteligentnymi pytaniami. Czuję się wtedy trochę jak celebryta. Niestety, towarzyszącą mi osobę taka sytuacja zazwyczaj mocno wkurza.

Reklama

Prawdopodobnie was to zaskoczy, ale sama rozmowa również może nastręczać problemów ponadprzeciętnie wysokim osobnikom. Jestem średnio o dwie głowy wyższy od rozmówcy, więc często niedosłyszę. Prawdziwą torturą są wypady do pubu, bo wtedy sytuację dodatkowo komplikuje wszechobecny hałas. Ludzie, z którymi gadam, czują się nieswojo, jeśli przez pół rozmowy muszę się schylać, żeby cokolwiek zrozumieć. Nie uwierzycie, ile razy usłyszałem: „Błagam, przesuń się trochę, bo przy tobie czuję się jak kurdupel" albo: „Prościej będzie, jeśli usiądziesz". Lubię imprezować, ale takie teksty mogą zrazić każdego.

Jak żyć, będąc grubym? Przeczytaj nasz poradnik.

Osoba, która spotyka mnie po raz pierwszy, zawsze mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów, żeby sprawdzić, czy stoję na szczudłach. Gdy odkrywają prawdę, zaczynają wyrzucać z siebie te same wyświechtane frazesy. Do klasyków należą: „Jak pogoda tam w górze?", „Grasz w kosza?" i stosunkowo najmniej wredne: „Ile ty masz wzrostu?". Rozumiem, że to pierwsze, co przychodzi im do głowy, ale rzygać mi się chce od tych tekstów.

Serio, dlaczego miałbym grać w kosza? Bo jestem wysoki? Czy powiedziałbyś komuś: „Ej, taki grubas z ciebie, może byś wziął udział w zawodach w jedzeniu?". Pewnie, że nie. A dlaczego? Bo to upokarzające dla drugiej osoby. Kolejny klasyk: „Co ty jesz, że jesteś taki wysoki?". Jezu, co ci ludzie mają w głowach? A zresztą – chyba nie chcę wiedzieć. Jasne, nie robią tego specjalnie, ale czy naprawdę tak trudno zdobyć się na odrobinę współczucia? Z dwojga złego wolę już, jak ktoś raczy mnie tymi bredniami prosto w twarz, niż obgaduje za plecami i wytyka palcem. Na szczęście większość ludzi dość szybko przestaje robić z tego sensację.

Dzięki Bogu nie jestem z tym sam. Na świecie żyje mnóstwo innych gigantów w identycznej sytuacji. W pewnym sensie należę do ekskluzywnego klubu. Jego członkowie rozmawiają na takie tematy, jak problemy z drzwiami w wagonach metra, za małe auta czy gdzie kupić rękawiczki.

W gruncie rzeczy moje życie jest całkiem normalne. Ale musiało upłynąć mnóstwo czasu, żebym się wyluzował i poczuł komfortowo we własnej skórze. To była ciężka praca. Oczywiście czasami żałuję, że ludzie nie są lepiej wychowani, ale w sumie mam niewiele negatywnych doświadczeń. Po prostu czasem męczy mnie ten szum wokół mojej osoby.

Zawsze mam najlepszy widok, nie muszę wspinać się na stołek, żeby wymienić żarówkę, pierwszy dobiegam do mety, a w samolocie dostaję TO miejsce przy wyjściu awaryjnym. Zrozumiałem, że nie jestem genetyczną usterką, tylko czymś o wiele bardziej wyjątkowym.

Owszem, pytano mnie, ile mierzy mój wacek…