Kontrola nasza codzienna: dlaczego nie przeszkadza nam śledzenie naszego życia
Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon podczas festiwalu Przemiany. Wszystkie zdjęcia: Jan Bogdaniuk

FYI.

This story is over 5 years old.

wywiad

Kontrola nasza codzienna: dlaczego nie przeszkadza nam śledzenie naszego życia

Przy okazji trwającego właśnie festiwalu Przemiany, Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon opowiada o zaletach i wadach życia pod ciągłą obserwacją

Dzięki trwającemu właśnie festiwalowi Przemiany (którego jesteśmy patronem) udaliśmy się do Centrum Nauki Kopernik w Warszawie na szybkie „randki z przyszłością”. Celem wydarzenia były krótkie rozmowy ze specjalistami różnych dziedzin na temat… naszej przyszłości. Spośród interesujących nas tematów, jak chociażby wpływ technologii na zawody (roboty wykonujące prace ludzi), czy konwertowanie osiągnięć tejże technologii na pieniądze (startupy), wybraliśmy wątek, który już dziś stał się integralną częścią naszego życia: obserwacja i kontrola naszych poczynań. Żyjemy bowiem w świecie, gdzie każdy nasz krok może być śledzony, analizowany, a nawet osądzany. Czy powinniśmy się tego obawiać? Kiedy kończy się ochrona naszych dóbr i praw, a kiedy są one łamane i zaczyna się manipulacja? Rozmawialiśmy o tym z Katarzyną Szymielewicz, prezeską i współzałożycielką Fundacji Panoptykon, koncentrującej się na ochronie naszej wolności w świecie permanentnej obserwacji i nadzoru.

Reklama

Więcej informacji o całym festiwalu znajdziecie TUTAJ.

VICE: Czy wszyscy jesteśmy inwigilowani, a jeśli tak, to czy jest jakiś sposób, by temu zaradzić?
Katarzyna Szymielewicz (Fundacja Panoptykon): Mam wrażenie, że w Polsce słowo „inwigilacja” cały czas kojarzy się głównie z domeną tajnej działalności służb specjalnych, gdzie ktoś wydobywa nasze sekrety, które chcemy ukryć. Myślę, że odpowiedniejszym słowem byłaby tutaj „kontrola społeczna”, która istniała zawsze, tyle że teraz są „lepsze” metody do jej prowadzenia. Tutaj rzeczywiście dzieje się bardzo dużo, bo obserwacja naszego życia jest niezwykle drobiazgowa. W zasadzie każdy cyfrowy gest, każdy krok z telefonem w kieszeni, każda próba szukania informacji w sieci — wszystko to jest zbierane przez maszyny, ale to ludzie analizują i interpretują dane, a ich wnioski mogą być błędne, absurdalne, nieraz krzywdzące. Jednak to one wpływają na nasze życie.

Ten kij ma dwa końce — kiedy możemy traktować tę kontrolę jako formę naszej ochrony, a kiedy powinniśmy zacząć się obawiać?
Najlepiej zadać sobie pytania: po co ktoś miałby zbierać o nas dane i wpływać na nasze zachowanie? Czy ten cel jest zbieżny z naszym interesem? Jeśli mówimy o relacji komercyjnej, gdzie z jednej strony jestem ja, a z drugiej np. bank — wtedy nasze cele będą się różnić: ja będę chciała tańszą pożyczkę, bank zapewne odwrotnie. Myślę, że da się wypracować model usług online, w którym te cele są zbieżne i użytkownik nie musi się obawiać wykorzystania. Przy czym taka usługa, prawdopodobnie, będzie kosztować realne pieniądze. To ważny wątek, na który warto zwrócić uwagę.

Reklama

To znaczy?
Kto za to płaci? Cytując klasykę: „jeśli nie ty za to płacisz, to prawdopodobnie jesteś towarem". Jeśli ktoś płaci za mój czas, moją uwagę, moje kliknięcie, moją decyzję — prawdopodobnie ma w tym swój cel. Zachęcam więc do sceptycznego podejścia do usług internetowych, szczególnie wtedy, gdy mamy do czynienia z rozdzieleniem roli płacącego i korzystającego.

Co jakiś czas pojawiają się informacje przypominające nam, że wielkie serwisy społecznościowe (lub aplikacje, z których korzystamy) zbierają nasze dane — osobiście zauważam wtedy pewną tendencję społecznych zachowań: najpierw jest poruszenie tematem, niektórzy odgrażają się, że „wylogują się do życia”, a później kurz opada i przechodzimy z tym do porządku dziennego. Czyli pogodziliśmy się z kontrolą naszego życia?
Zaryzykowałabym inną tezę: nasze oburzenie jest trwałe i głębokie; gdybyśmy konfrontowali się z tym, że nasze prywatne i zawodowe życie jest bez przerwy komercjalizowane i wykorzystywane do manipulowania naszymi wyborami — bylibyśmy oburzeni codziennie. Tyle że cały ten internetowy ekosystem został skonstruowany w taki sposób, żebyśmy szybko o tym zapominali. Mechanizmy śledzenia i profilowania działają dyskretnie, na zapleczu internetu. Za naszym ekranem kryją się bardzo kontrowersyjne działania, ale design odciąga naszą uwagę od tego, co ważne i nieprzyjemne. Interfejsy i pop-upy tak nas prowadzą, by się na wszystko „zgadzać”, nawet jeśli w rzeczywistości tego nie chcemy.

Reklama

Co zmieniło RODO?
RODO nie było rewolucją w zasadach gry, bo te są podobne do tych, jakie funkcjonowały już 20 lat temu, ale wprowadziło dwie ważne korekty: takie same standardy dla firm spoza UE — nawet tych największych, z Doliny Krzemowej — i wysokie kary za ich łamanie. Dopiero zobaczymy, jak te standardy będą egzekwowane. Ale już mamy pierwszą korzyść: większą przejrzystość. Firmy zaczęły do nas gadać i to ludzkim językiem. Oczywiście możemy się wkurzać, że robią to za pomocą okienek, a nie miłosnych listów, ale warto docenić, że otwartym tekstem mówią nam, co robią z naszymi danymi. Dzięki temu możemy sprawdzić, czy nie kryje się w tym nic złego. RODO to nowe rozdanie w naszych relacjach z firmami, do tej pory bardzo nierównych i nieprzejrzystych.


By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”


Jeżeli wyłączymy komputer i telefon, dezaktywujemy swoje skrzynki mailowe i wyprowadzimy się na wieś — czy to nas uchroni przed wszechobecną kontrolą?
Myślę, że to bardzo zdrowy odruch — czasem odciąć się od tego wyścigu informacji, wyjść z sieci. Przymus ciągłej widoczności jest dla nas dużym obciążeniem, więc warto go kontestować — ale to na pewno nie jest rozwiązanie, które ochroni nas przed kontrolą. Bardzo bym nie chciała, żebyśmy wszyscy musieli wynieść się do lasu. Trzeba działać politycznie, tak jak robimy to w Panoptykonie: walczyć o lepsze regulacje, naciskać na firmy, żeby korygowały swoje złe praktyki. Bez tego już zawsze będziemy musieli uciekać.

Możesz śledzić autora tekstu na jego profilu na Facebooku