FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Ten mężczyzna zarabia na życie jako żywy worek treningowy

Xie Shuiping sławę i pieniądze zawdzięcza swojej niezwykłej odporności na ciosy. Od lat jeździ po Chinach i zbiera baty od zachwyconej publiczności

Wszystkie zdjęcia Jamie Fullerton

Siedzę w niepokojąco czystym i niemal zupełnie nieumeblowanym mieszkaniu Xie Shuipinga raptem od dziesięciu minut, a on już chce mi pokazać, na co go stać. Nalał mi filiżankę zielonej herbaty, po czym nagle wstał, podwinął koszulkę i wygiął plecy w łuk, wypinając brzuch. Uderza go obiema dłońmi z głośnym plaskiem. To dość słynny brzuch. Jest źródłem siły i przychodów. Xie patrzy w dół i czule go poklepuje.

Reklama

Xie mieszka w Anlu, mieście położonym prowincji Hubei znajdującej się w środkowo-wschodniej części Chin. Salon jego domu dekoruje T-shirt z hasłem: „Xie Shuiping: Król otrzymywania ciosów". To dość wierny opis jego pracy. Xie ma 49 lat, a przez ostatnich 16 zarabia niezłe pieniądze, pobierając opłaty od ludzi w całych Chinach, których zadaniem jest walnąć go z całych sił w brzuch. Twierdzi, że w tym miejscu nie czuje bólu. „Zdarzają się ciekawscy, którzy chcą zaprzyjaźnić się ze mną, tłukąc mnie po brzuchu" – powiedział mi, nakrywając swój bęben koszulką. „Inni traktują to jako rodzaj wyzwania".

Przedziwna profesja przyniosła mu w kraju pewną sławę. Serwisy informacyjne donosiły o jego niezwykłej umiejętności, a filmiki, na których rozmaici ludzie okładają go po ciele, cieszyły się popularnością na serwisach społecznościowych. Karierę „chodzącego worka treningowego" – takim mianem ochrzciła go prasa – zaczął w roku 2000. W południowej prowincji Guangdong pobierał drobne opłaty od publiczności na imprezach tanecznych i wokalnych w lokalnych supermarketach, pozwalając w zamian uderzyć się w bebech. Przybył do Guangdong, by podjąć pracę jako budowlaniec, szybko się jednak zorientował, że jego występy przynoszą mu dużo większe zyski.

Przez lata wieści o niezwykłych właściwościach jego ciała rozprzestrzeniały się coraz dalej, co pozwoliło mu występować (tj. zbierać razy na scenie) w barach i brać udział w kaskaderskich testach wytrzymałościowych prowadzonych przez różnorakie firmy. Jednym z najbardziej zapierających dech w piesiach wyczynów było położenie się pod kołami jadącej ciężarówki. „Robiłem to dla jakiegoś producenta płytek ceramicznych w Mongolii Wewnętrznej" – wytłumaczył. „Nigdy nie zrobiłem nic groźniejszego. Pozwoliłem też, by tłukli mnie pracownicy tej firmy".

Reklama

Siedząc w swoim domu w Anlu, zaczyna opowiadać mi, jak dzięki wytrzymałemu brzuszysku udało mu się wyrwać z szarej rzeczywistości chińskiego budowlańca. Często ledwo starczało mu na czynsz i żył w ciągłym strachu przed eksmisją. Twierdzi, że na zwykłych występach jest w stanie zarobić miesięcznie 20 tys. juanów (czyli ponad 11,5 tys. złotych), a za serię dużych przedstawień dostaje nawet 40 tys. juanów (ponad 23 tys. złotych).

Xie twierdzi, że niezwykłe właściwości jego brzucha zostały odziedziczone i wzmocnione uprawianiem kung-fu oraz qigong, starożytnego zestawu ćwiczeń zdrowotnych, oddechowych i medytacyjnych. Powiedział mi, że brat jego dziadka również zajmował się kung-fu i zarabiał na życie w podobny sposób. Xie zrozumiał, że jest wyjątkowy – przynajmniej w tej części tułowia – gdy miał 16 lat. „Wygrywałem wszystkie bójki, bo wcale nie czułem bólu".

Twierdzi, że od tego czasu nie poczuł żadnego ciosu. „Wyzwanie podejmowało wielu mistrzów sztuk walki i bokserów, jednak nie byli w stanie nic mi zrobić. Kiedyś występowałem w państwowej stacji CCTV i uderzył mnie bokser – po wszystkim zabrali mnie na obserwacje do szpitala, ale wyniki badań pokazały, że jestem zupełnie zdrowy. Nawet tamto uderzenie nie sprawiło mi bólu, poczułem tylko nacisk i miłe, przyjemne uczucie gdzieś w środku".

Jedyny dyskomfort, jaki Xie odczuwa podczas występów to obawa przed uczestnikami, których poniesie fantazja i zamiast w brzuch celują w twarz. „Niektórzy widzowie próbowali mnie zawstydzić, waląc mnie po głowie. Od tego czasu zawsze trzymam gardę, tak na wszelki wypadek" – mówi. Dodaje też, że mimo oczywistej pokusy, nigdy im nie oddał. „Zwykle po prostu ich przytulam".

Reklama

Czytaj VICE Polska przed pracą, po pracy, a nawet w pracy. Polub nasz fanpage VICE Polska, żeby być na bieżąco


Xie twierdzi, że 16 lat zbierania batów nie odbiło się na jego stanie fizycznym, jednak z całą pewnością zaszkodziło to jego życiu prywatnemu. Żona oraz dwie dorosłe córki bezskutecznie próbowały przekonać go, by znalazł sobie bardziej konwencjonalną pracą. Obecnie jedna z córek mieszka wraz z żoną w Gunagdang i zdaje się, że ich małżeństwo funkcjonuje już tylko na papierze.

Pytam go, czy sądzi, że takie spektakle nieco mu urągają. Z przyjazną nonszalancją odpowiada: „Nie. Każdy kolejny cios jest bardziej ekscytujący od poprzedniego. Kiedyś moja rodzina sądziła, że to niegodne zajęcie, jednak zmienili zdanie. Nadal tego nie wspierają, ale nie mają też nic przeciw temu".

Nowa praca pozwoliła mu kupić nowe mieszkanie w Anlu, choć niestety mieszka w nim sam. Pieniądze otrzymuje po każdym występie (lub po każdym ciosie), nie jest to więc zawód, który zapewni mu stałą emeryturę. Jako że Xie zbliża się do 50 urodzin, pytam go, jak długo jeszcze zamierza być chodzącym workiem treningowym.

Dowiaduję się, że dopiero się rozkręca. „Nawet ósmy krzyżyk na karku nie powinien być przeszkodą" – odpowiada ze śmiechem. „Z wiekiem robię się coraz lepszy. Nie zamierzam przestawać, dopóki koniunktura będzie sprzyjająca".

Mam nadzieję, że za 30 lat w Chinach nie znajdzie się wielu ludzi, którzy podniosą rękę na 80-latka, ale i tak podziwiam optymizm Xie i jego wiarę w siłę swojego ciała. Czy jednak jest szczęśliwy i spełniony życiowo, pomijając bezpieczeństwo finansowe?

Jeśli rzeczywiście nie czuje bólu, to z pewnością podróże po całym kraju to fajniejsza opcja niż mordercza harówka na placu budowy za marne grosze. Wpisy Xie na mediach społecznościowym to głównie zdjęcia dumnego, gołego od pasa w górę kolesia na scenie.

Pytam, czy rzeczywiście takie życie podoba mu się tak bardzo, jak sugerują to zdjęcia. „Nie bardzo" – wzrusza ramionami. „Uważam, że moje życie jest po prostu okej. Nie odnoszę wrażenia, że osiągnąłem coś ważnego. Piosenkarze zarabiają lepiej, cieszą się większym uznaniem i nie ponoszą żadnego ryzyka". Okazuje się, że życie nie zawsze jest tak różowe, jak mógłby na to wskazywać posty w mediach społecznościowych. Kto by się spodziewał?

Przed wyjściem przechodzi mi przez głowę pewna myśl. Chcę zapytać Xie, czy mógłbym go walnąć, tak żeby zobaczyć, o co tyle szumu. Po chwili jednak dochodzę do wniosku, że ten dzień był wystarczająco dziwny i bez tego, więc daję sobie spokój.