Reklama
Panowie, którzy po niego przyszli, pracowali w branży „usług przewozu młodzieży". W USA działają firmy zajmujące się transportem kłopotliwych (lub rzekomo kłopotliwych) młodych ludzi do zamkniętych ośrodków pokroju obozów korekcyjnych czy terapeutycznych szkół z internatem. Często te niezapowiedziane „wycieczki" odbywają się nad ranem, w godzinach najgłębszego snu i różnią się pod względem profesjonalizmu i stosowanej przemocy. David miał szczęście, że nie został skuty kajdankami, związany kablem, ani pobity ‒ kilka innych uprowadzonych osób, z którymi rozmawiałam, twierdzi, że właśnie coś takiego je spotkało.„Jedyne co odczuwasz, to lęk ‒ od chwili, gdy załadują cię do vana, aż po ostatni dzień programu resocjalizacji" ‒ mówi David, który zaczął z powrotem brać i dilować, gdy tylko wrócił do Kalifornii. Poprosił, żebyśmy nie ujawniali jego prawdziwego imienia w obawie, że zostanie ponownie zesłany na resocjalizację.W branży „szorstkiej miłości" działają przede wszystkim nastawione na zysk firmy, które obiecują rozwiązać wszelkie problemy z trudną młodzieżą, od uzależnień, przez zaburzenia psychiczne, po niewłaściwe życiowe postawy i brak poszanowania dla autorytetów. W centrum całego biznesu znajdują się programy warunkowania behawioralnego, z których część jest oskarżana o rażące nadużycia, a nawet powodowanie śmierci nastoletnich uczestników. Można powiedzieć, że jeśli taki program stanowi danie główne, transport do ośrodka to przystawka, która często nadaje ton całej terapii, jaką młoda osoba będzie musiała znosić przez następne miesiące albo nawet lata.Jedyne co odczuwasz, to lęk ‒ od chwili, gdy załadują cię do vana, aż po ostatni dzień programu resocjalizacji
Reklama
Reklama
Kluczowym elementem całego przedsięwzięcia jest uzyskanie zgody rodziców w formie poświadczonego przez prawnika poświadczenia lub pełnomocnictwa. W ten sposób prawa rodzicielskie są czasowo przeniesione na firmę transportującą młodzież, co umożliwia jej pracownikom m.in. poddanie podopiecznych opiece lekarskiej lub ograniczenie swobody ich ruchów.„Ogólnie rzecz biorąc, rodzice mają niezwykle szerokie uprawnienia, jeśli chodzi o decydowanie o swoich dzieciach. Mogą uznać za stosowne, by oddać dziecko obcym ludziom i przenieść na nich prawa rodzicielskie, i nikt nie ma prawa ingerować" ‒ mówi Phillip Elberg, prawnik, który zajmuje się sprawami nadużyć w branży pomocy trudnej młodzieży.Rodzice mogą oddać dziecko obcym ludziom i przenieść na nich prawa rodzicielskie, i nikt nie ma prawa ingerować
Reklama
Monica Moyses opowiada, że zaraz po przebudzeniu została skrępowana plastikowymi opaskami przez swoją eskortę. Gdy zamknięta w samochodzie zobaczyła, że jej wuj, który wtedy sprawował nad nią opiekę, rozmawia na chodniku z obcymi ludźmi, uznała, że właśnie spełnia się najczarniejszy scenariusz.„Myślałam, że wujek sprzedał mnie handlarzom żywym towarem; że przymuszą mnie do prostytucji" ‒ opowiada Moyses. Zamiast tego po długiej jeździe i dwóch lotach dotarła do obozu dla rekrutów w Kostaryce. Miała wtedy trzynaście lat i została zesłana za to, że piła alkohol, paliła zioło i za późno wracała do domu.„Obracałam się w szemranym towarzystwie" ‒ mówi Moyses, która dziś ma 29 lat. Przyznaje, że faktycznie potrzebowała pomocy, ale drastyczna forma terapii, jakiej została poddana, tylko pogorszyła jej stan. Moyses pogrążyła się jeszcze głębiej w uzależnieniu od narkotyków i alkoholu. Straciła kilka lat, zanim wyszła na prostą.Myślałam, że wujek sprzedał mnie handlarzom żywym towarem; że przymuszą mnie do prostytucji
Reklama
Historie, o których nie wolno milczeć. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco
David, który został porwany ze swojego domu w Los Angeles, twierdzi, że podsłuchał, jak dwóch opiekunów z jego ośrodka rozmawia z pracownikami firmy przewozowej o lukratywnym układzie między dwoma przedsiębiorstwami.„Żartowali między sobą, że nieźle sobie dorabiają, polecając rodzicom, by wynajęli obcych ludzi, zamiast samemu odwieźć swoje dzieci na miejsce" ‒ mówi David. Transport może kosztować od 5 do 8 tys. dolarów (21 ‒ 34 tys. złotych). Cena zależy od odległości oraz tego, czy obejmuje podróż samolotem, jak mówi Thomas, pracownik firmy transportującej młodzież.Gdy miał kilkanaście lat, Cory (imię również zmienione) został uprowadzony w typowy sposób: nad ranem, przez „dwóch mięśniaków, wielkich jak szafy".„Mama zawsze powtarzała, żebym nie rozmawiał z nieznajomymi, a potem sama wynajęła obcego, żeby mnie zabrał" ‒ mówi Cory.Sześć lat później Cory'emu udało się pogodzić z rodzicami. Jak mówi, żałują całej sprawy: transportu, obozu resocjalizacyjnego w dziczy i terapeutycznej szkoły z internatem ‒ wszystko razem kosztowało ich ok. 140 tys. dolarów (ponad 590 tys. złotych).„Byli zdesperowani ‒ mówi Cory ‒ więc nie widzieli, jak naprawdę przedstawiała się sytuacja".