FYI.

This story is over 5 years old.

rozmowa

Jak zabić kobietę

Co się stanie, jeżeli ciąża będzie zagrożona, a lekarz nie przeprowadzi badania lub zabiegu ratującego życie kobiety?

Informacja o projekcie ustawy dot. m.in. całkowitego zakazu aborcji wyprowadziła na ulice ok. 100 tysięcy ludzi w całej Polsce. Radykalni przeciwnicy „Czarnego Poniedziałku" uważają, że każda z uczestniczek chciałyby robić sobie aborcje na żądanie.

Tyle że nie chodziło jedynie o prawo do aborcji; na ulice wyszły kobiety broniące swojego prawa do należytej opieki zdrowotnej od lekarzy i specjalistów, którzy dołożą wszelkich starań, by w przypadku komplikacji w trakcie ciąży, kobiety mogły im zaufać i powierzyć zdrowie swoje i swojego ewentualnego dziecka.

Reklama

„Czarny Poniedziałek" pokazał siłę wkurzonych Polek i Polaków. Premier Beata Szydło postanowiła podkreślić, że dyskutowane zmiany nie są pomysłem rządu, ale projektem społecznym, który musiał zostać poddany głosowaniu – w myśl złożonej wcześniej obietnicy, że to będzie dotyczyć wszystkich projektów obywatelskich. Warto tu wspomnieć, że drugi projekt, liberalizujący prawo aborcyjne, został odrzucony przy pierwszym czytaniu. W środę w Parlamencie Europejskim odbędzie się debata na temat obecnej sytuacji kobiet w Polsce.

Ilustracja Liebe

Rozwój badań prenatalnych na świecie, powodowany był głównie chęcią jak najwcześniejszego wykrycia zespołu Downa – najczęstszego zaburzenia wynikającego z nieprawidłowej liczby chromosomów u płodów. Dzieci z tą wadą, rodzą się w planowanym terminie raz na osiemset przypadków. Dzięki zdobyczom tej gałęzi medycyny możliwe stało się wykrywanie setek innych wad, przeprowadzanie operacji na dzieciach będących jeszcze w fazie rozwoju, zapewniając im tym samym możliwość normalnego funkcjonowania po porodzie.

„Zarówno dotychczasowe prawo, jak i proponowane nam zmiany zabijają diagnostykę i terapię prenatalną. Takie zabiegi zawsze niosą ze sobą jakieś ryzyko. Jeżeli lekarz zwolniony będzie z odpowiedzialności karnej tylko w przypadku zagrożenia życia pacjentki, to będzie czekał, aż wystąpi zagrożenie życia. Sam nie zaryzykuję penalizacji, by działać zgodnie z moją wiedzą medyczną. Dlaczego miałbym to robić? Własne dzieci zostawić bez ojca?" – komentował w rozmowie z Moniką Olejnik prof. Romuald Dębski, ginekolog i nauczyciel akademicki.

Reklama

Według statystyk około 15-20 procent ciąż kończy się poronieniem, zazwyczaj w pierwszych 13 tygodniach trwania ciąży. Z Raportu Fundacji Przetrwać CierpieniePrzetrwać Cierpienie z 2014 roku wynika, że rocznie do poronień w Polsce dochodzi 40 000 razy. Ogólne dane o ilości kobiet korzystających z pomocy oddziałów patologii ciąży nie są znane, na stronach poszczególnych szpitali położniczych możemy dowiedzieć się, że rocznie każdy z nich prowadzi od 2000 do 3000 pacjentek.

Postanowiłam pogadać z dziewczynami, których ciąże przebiegały z komplikacjami, by przyjrzeć się ich historiom z bliska, dowiedzieć się czy boją się o swoje zdrowie i życie

Małgorzata

Mam 30 lat, zajmuję się tańcem i animacją kultury. Mieszkam w Warszawie, parę miesięcy temu kończyłam pisać magisterkę. Jak zwykle bywa w takich okolicznościach, niewiele spałam i żywiłam się głównie kawą. W trakcie tego maratonu zaczęła mi się miesiączka. Obroniłam pracę i wyjechałam na beztroskie wakacje do Wiednia, jednak miesiączka trwała nieprzerwanie, z pójściem do specjalisty poczekałam do powrotu do Polski. W trakcie wizyty kontrolnej lekarz wesoło zaanonsował mi, że jestem w ciąży. Przyczyny trwającego już miesiąc krwawienia nie były znane. Po kolejnych badaniach stwierdzono ciążę pozamaciczną. Zarodek ulokował się w jajowodzie. By tego wszystkiego się dowiedzieć, spędziłam dwa tygodnie w kolejkach po 5-8 godzin dziennie czekając na wizyty i badania.

Przez oczekiwanie byłam niezdolna do pracy, tańca i właściwie wszystkich czynności, które zwiększyłyby szanse na rozsadzenie jajnika

Reklama

Scenariusz był niejasny, wszak zarodek ulokowany nieodpowiednio albo nie rozwija się, a następnie się wchłania, albo rośnie, doprowadzając tym samym do rozerwania jajowodu; krwawienia wewnętrznego i w efekcie zagrożenia życia matki i nieodwracalnego obniżenia szans na kolejną ciążę. Przez oczekiwanie byłam niezdolna do pracy, tańca i właściwie wszystkich czynności, które zwiększyłyby szanse na rozsadzenie jajnika. Razem z lekarzem trwaliśmy w gotowości do ewentualnego zabiegu.

Mój przypadek pomimo wielu nerwów zakończył się wchłonięciem, więc tym razem nic się nie stało. Personel był bardzo profesjonalny, niezwykle miły i pomocny, ale niewystarczająco liczny, co stanowi osobny problem polskiej służby zdrowia. W czasie oczekiwania w kolejkach spotykałam wiele kobiet z podobnymi problemami. Między innymi dziewczynę, której pierwsza ciąża zakończyła się cesarskim cięciem. Przez niefortunne zabliźnienie po zabiegu moja rozmówczyni przeżywała już trzecią ciążę pozamaciczną, przy każdej z nich występowało ryzyko krwawienia i śmierci.

Przede wszystkim chodzi o zaufanie do lekarza, bo bez tego trudno się poddać leczeniu. Nowe prawo, całkowicie wyklucza zaufanie i wprowadza wątpliwość, czy lekarz działa w interesie pacjentki, czy raczej

Interwencyjne farmakologiczne usunięcie zarodka było więc każdorazowo konieczne. Proponowana ustawa wydaje się wyrokiem śmierci dla tych tysięcy kobiet, które przeżywając ciąże, mogą spotkać się z dowolnymi powikłaniami. Przede wszystkim chodzi o zaufanie do lekarza, bo bez tego trudno się poddać leczeniu. Nowe prawo, całkowicie wyklucza zaufanie i wprowadza wątpliwość, czy lekarz działa w interesie pacjentki, czy raczej stara się uchronić się przed odpowiedzialnością karną.

Reklama

Olga

Pracuje jako psycholog w Warszawie, jestem dziewczyną miejską, z nazwijmy to „możliwościami". Trzy lata temu urodziłam synka, od połowy ciąży zaczęłam cierpieć na Cholestazę, chorobę objawiającą się nieznośnym swędzeniem całego ciała, niepozwalającą spać i myśleć. Dawniej, w czasach, zanim została opisana, nazywano to Obłędem ciężarnych. Brzemienne kobiety topiły się, nie mogąc znieść swędzenia. Konieczne było wywołanie wcześniejszego porodu. Końcówkę ciąży przeżyłam w Turcji, według tamtejszego prawa nikt nie miałby najmniejszego problemu z przyspieszeniem porodu, o ile istnieje taka konieczność. Zdecydowałam się jednak na powrót do Polski. Zanim trafiłam na lekarza zdecydowanego na zabieg, odwiedziłam ośmiu innych. Dopiero po czasie dowiedziałam się, że mój syn Roszek umarłby, gdyby do zabiegu nie doszło. Uwielbiam swoje dziecko, które pomimo koszmarnej końcówki ciąży okazało się małym cudem i obecnie zastanawiam się nad kolejnym.

Wiem, że kolejne ciąże mogą być zagrożone i istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że znów będzie trzeba przyspieszyć poród

Noszę w sobie niestety kiepski i ryzykowny miks przypadłości Hashimoto i Cholestazę. Wiem, że kolejne ciąże mogą być zagrożone i istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że znów będzie trzeba przyspieszyć poród. Jednocześnie z powodu dolegliwości mam duże predyspozycje do poronień. Lata temu przeżyłam jedno, było dla mnie bardzo traumatyczne i przypłaciłam je roczną depresją.

Reklama

Jeśli po kolejnej utracie dziecka, co byłoby dla mnie ogromnym dramatem, groziłoby mi przesłuchanie, to intensywnie zastanawiam się co dalej. Tudzież zastanawiam dokąd uciec na czas ciąży? W Turcji była bajeczna opieka medyczna, ale teraz trwa tam wojna.

Magdalena

Mam 30 lat, mieszkam w średnim miasteczku pod Warszawą, zajmuję się cukiernictwem artystycznym. Cztery i pół roku temu urodziłam córeczkę, przyszła na świat jako wcześniak 25-tygodniowy, ważyła 680 gramów. Cierpię na toczeń rumieniowaty układowy, zdiagnozowany jeszcze przed zajściem w ciążę. Jest to choroba, z którą z reguły nie powinno się rodzić. Decydując się na to, bierzesz udział w loterii, może być okej lub możesz się wykończyć. Ja zdecydowałam się urodzić, czego efektem prawie umarłam, a moja córka walczyła o życie pół roku.

W pierwszych miesiącach miała trzy operacje serca i oczu, wylewy do mózgu, cierpiała na dysplazję oskrzelowo-płucną i martwicze zapalenie jelit. Wiem, że to straszne, ale czasami w rozpaczy błagałam, by to się skończyło, by już nie cierpiała. Fakt, że jest teraz zdrowa to właściwie cud, przypadek jeden na tysiąc. Miesiącami obserwowałam matki, których dzieci umierały, a połowa z tych, które przeżyły, są niezdolne do samodzielnego funkcjonowania. Nigdy nie zdecydowałabym się na takie ryzyko ponownie.

Choroba, na którą cierpię, wyklucza stosowanie jakichkolwiek hormonalnych metod antykoncepcyjnych. Pozostają tylko metody naturalne i mechaniczne, co do których zaufanie należy mieć ograniczone.

W tym momencie wiem, że kolejna ciąża byłaby dla mnie wyrokiem śmierci i każda musiałaby się skończyć jak najszybszą aborcją

W tym momencie wiem, że kolejna ciąża byłaby dla mnie wyrokiem śmierci i każda musiałaby się skończyć jak najszybszą aborcją. Lekarze znający moją historię niejednokrotnie zarzucali mi szaleństwo, że poprzednio zdecydowałam się na donoszenie. Dla nich zabieg przy ewentualnej wpadce jest czystą i konieczną formalnością. Jak ci sami lekarze zachowają się wobec mnie, jeżeli proponowane zmiany wejdą w życie? Skarzą mnie na śmierć, bym dla zasady pozwoliła zarodkowi rozwinąć się do stanu niepozwalającego mu na przeżycie jednego dnia? Narażą moją córkę, odratowaną ogromnym nakładem pracy na brak matki?