Czego dowiedziałem się o moim ojcu z teczek bezpieki
Autor w ramionach ojca. Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości Alexa Tocilescu.

FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Czego dowiedziałem się o moim ojcu z teczek bezpieki

Mój ojciec, reżyser teatralny, był uważany przez komunistyczne władze za zagrożenie dla jedynego słusznego ustroju

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Romania.

W czasach komunistycznej dyktatury w Rumunii wielu ludzi dobrowolnie zostawało informatorami tajnej policji politycznej Securitate. Była to jedna z najpotężniejszych służb bezpieczeństwa w Bloku Wschodnim. W połowie lat osiemdziesiątych miała pięćset tysięcy współpracowników i informatorów przy populacji kraju wynoszącej 22 miliony osób. Securitate zbierało informacje o rodzicach wielu z nas. Mój ojciec, Alexandru Tocilescu — zwany też Toca — od 1973 do śmierci w 2011 był reżyserem teatralnym. Ilość danych, jakie zgromadzili na jego temat, jest niezwykła.

Reklama

Mój tata uzyskał dostęp do swojej teczki w 2008 roku. Aby zostać członkiem Rumuńskiego Stowarzyszenia Artystów Teatralnych, musiał przejść przez proces lustracyjny i otrzymać oficjalne potwierdzenie, że nigdy nie współpracował z tajnymi służbami. Gdy wystosował prośbę o zaświadczenie, zaproszono go do przejrzenia informacji, które przez lata zbierało na jego temat Securitate.

Opowiedział mi potem pokrótce o ludziach, których podejrzewał o kapowanie, o tym, że już wtedy ich przejrzał. Wyjaśnił mi też, dlaczego nie miał im tego za złe. Nie był zaskoczony ilością zebranych informacji, zaszokowała go jednak ich przyziemność.

W teczce znajdowała się na przykład kopia pocztówki, na której napisano „Jesteśmy w Rzymie, jest wspaniale. Całuski!" albo dokładny opis zawartości paczki, którą przysłał mieszkający w Niemczech wujek: „2 pary kobiecych rajstop, 2 paczki kiełbasek, 3 paczki gumy do żucia Maoam, 2 tabliczki czekolady Toblerone, 1 buteleczka Multi-Sanostolu".

Chciałem to wszystko zobaczyć na własne oczy, złożyłem więc odpowiednie podanie. Kilka dni później, gdy byłem w pracy, zadzwonił do mnie nieznany numer. „Pan Tocilescu?" - usłyszałem miły kobiecy głos. „Dzwonię z Narodowej Rady Badań Archiwów Securitate. Prosił pan o wgląd w akta swojego ojca. Chciałabym poinformować, że będą one do pańskiej dyspozycji od godziny 09:00 w następną środę".

W zawalonej papierami czytelni w siedzibie głównej Narodowej Rady nie mogłem robić zdjęć, zdecydowałem jednak, że zapiszę wszystko, co wyda mi się ważne lub zabawne. Otrzymałem stos dokumentów. Pierwsza z teczek opatrzona była zielonym napisem „TRAIAN". Taki pseudonim Securitate wymyśliła dla mojego ojca, nie mam pojęcia dlaczego. Oto czego się dowiedziałem:

Reklama

MÓJ TATA DOJEŻDŻAŁ DO PRACY, A TO NIEDOBRZE

Rok 1973. Mój tata właśnie ukończył uniwersytet w mieście Brăila i reżyseruje adaptację Łabędziobiałej, jednej ze sztuk Augusta Strindberga. List nieznanego autorstwa. Anonimowy informator podaje, że mój ojciec wcale nie mieszka w Brăili, gdzie został przypisany przez władze. Większość czasu spędza w Bukareszcie, nie utrzymuje zażyłych kontaktów z innymi pracownikami teatru i zignorował prośbę szefa placówki, dotyczącą zaprzestania ciągłych podróży do stolicy.

Z innego dokumentu można się dowiedzieć, że brat mojego ojca mieszka w Niemczech, dokąd uciekł w 1967 roku. Znajduję też informacje dotyczące reszty rodziny: ojciec Alexandru, były lekarz na kolei, obecnie emerytowany i matka Elena, również emerytka.

MÓJ TATA NIE ROZUMIAŁ OBOWIĄZKÓW OBYWATELSKICH SPOCZYWAJĄCYCH NA BARKACH KLASY ROBOTNICZEJ

Po dobrym przyjęciu Łabędziobiałej Strindberga mój ojciec wystawa jakąś japońską sztukę w mieście Pitești. Następnie udaje się do Piatra Neamt, gdzie odnosi kolejny sukces z Wesołymi Kumoszkami z Windsoru. Kapuś donosi, że:

„Jego pomysły są bardzo nowoczesne, widać w nich wpływy zachodnie. Znajduje to odzwierciedlenie w jego hipisowskim ubiorze i sposobie bycia (długie włosy, broda, naszyjniki, bransoletki, amulety, jeansy, kolorowe koszule itp.)".

Im większy sukces odnoszą przedstawienia reżyserowane przez mojego tatę, tym więcej zaczyna się wokół niego kręcić tajnych współpracowników. Część z nich należy do grona jego bliskich przyjaciół, których do donosicielstwa zmusiły trudne okoliczności i którzy w donosach zawsze stawiają go w dobrym świetle. Kapują też stażyści i pracownicy teatru.

Reklama

„Brakuje mu pokory i ogłady, nie umie rozmawiać z ludźmi, chętnie pije (zwłaszcza na cudzy koszt) i martwi się wyłącznie o siebie" - ktoś zauważa.

„Zdaje się, że nie próbuje nawet zrozumieć znaczenia obowiązków obywatelskich spoczywających na barkach klasy robotniczej" - wyjaśnia ktoś inny. Z podsumowania sporządzonego przez oficera prowadzącego dowiaduję się, że:

„Zachowanie obywatela Tocilescu cechuje niechęć wobec ustroju, założono mu więc Teczkę Dochodzeniową".

Toca wystawia kilka sztuk w teatrach Ion Vasilescu, Giulești oraz Komediowym w Bukareszcie. To nowoczesne, postępowe dramaty, które ostrożnie krytykują ówczesne władze.

Tu rozpoczyna się kolejna teczka, poświęcona jego kłopotom z cenzurą. Zawiera kilka podsłuchanych rozmów telefonicznych, w których prosi znajomych, by interweniowali w Ministerstwie Kultury lub skarżyli się do swoich przełożonych. Nie uzyskuje jasnych odpowiedzi, a telefonów przybywa — przeglądam zapiski z bitew toczonych o detale w kostiumach, kolor walizki, zastosowanie rekwizytu, wymowę linijki dialogu, fryzurę aktora. Bitew pełnych frustracji, kłótni, argumentów i wyjaśnień.

Charakter donosów pozostaje z grubsza ten sam. „Bez zmian, wciąż wulgarny, sarkastyczny, plujący jadem na każde wspomnienie władz państwowych albo Ministerstwa".

Jeden z sąsiadów twierdzi, że „w bloku znany jest z głośnych zabaw, które często wyprawia. Zakłócają one spokój wszystkich wokół i przyczyniają się do jego złej sławy". Pan Cilianu mieszkał nad nami i zawsze darzył mojego ojca szczerą, bezinteresowną nienawiścią.

Reklama

NIEKTÓRZY INFORMATORZY NIE DO KOŃCA ROZUMIELI TEATR

Mniej więcej w tym czasie — sądzę, że był to rok 1982 — moi rodzice starają się o wizę, by odwiedzić mojego wujka w Niemczech. Nie otrzymują zgody. Paszportowe zdjęcia, które wysłali w kopercie do Niemiec, zostają zarekwirowane. Toca pracuje w Teatrze Bulandra w Bukareszcie. Zabawne, że wszyscy, którzy na niego donoszą, zaznaczają, że jest niezwykle utalentowany, być może nawet najlepszy w swoim pokoleniu.

Donosom nie ma końca: „Na próbach czuć od niego alkoholem!"; „Używa okropnego słownictwa!"; „Wrzeszczy na aktorów!"; „Pije podczas prób!". Jeden z pracujących w teatrze agentów Securitate w rozmowie z Ionem Besoiu, kierownikiem Bulandry, nazywa mojego tatę wywrotowym elementem. Besoiu poleca mu nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. Skarga się powtarza, jednak ponownie zostaje zignorowana.

W jednym z dokumentów odkrywam informację, że mój ojciec zaprzyjaźnił się z folkowym wokalistą Florianem Pittișem. Florian nosi koszulki z nazwami zachodnich zespołów, takimi jak „The Beatels" (sic!), a podczas tras koncertowych otoczony jest gronem fanek „w wieku 14, może 15 lat".

Jeden z tajnych współpracowników twierdzi, że mój ojciec nie potrafi normalnie pracować. Po dziewięciu miesiącach przygotowań do premiery Świętoszka Moliera, Toca zaczyna próby do innego przedstawienia — Zmowy Świętoszków według Michaiła Bułhakowa, sztuki opisującej jak Molier tworzył swój słynny dramat. Informator nie jest w stanie zrozumieć wyjaśnienia, którego udzielił mu ojciec — że obie sztuki zostaną wykonane wieczór po wieczorze, tworząc razem spójną całość — i twierdzi, że to bezsensowny zabieg. „Jeśli sztuka jest gotowa, czemu jej nie wystawić i zacząć pracować nad kolejną?".

Reklama

Niedługo później ta sama osoba z niekłamaną radością donosi, że próby idą marnie, a Toca nie dogaduje się z częścią aktorów. Chwila jego tryumfu następuje w pewien zimowy dzień, kiedy to mój tata odmawia przyjścia do pracy i prowadzenia prób w nieogrzewanym pomieszczeniu. Aktorzy, którzy już przyszli, są nieźle wkurzeni, jednak Toca nieszczególnie się tym przejmuje i upiera się, że nie pojawi się w pracy, póki w teatrze nie będzie ciepło. Faktycznie, stare kaloryfery nie działają, bo popękały od zimna. W końcu dwóch technicznych kradnie skądś działający grzejnik. Między ojcem a jego zespołem dochodzi do pojednania. Życie toczy się dalej.

MOJA RODZINA NAJWYRAŹNIEJ UWAŻAŁA, ŻE USTRÓJ NIE JEST DLA NAS WYSTARCZAJĄCO DOBRY

Autor.

Nasz telefon był podsłuchiwany, a wszystkie rozmowy, nawet te najbardziej błahe, zapisywane. Natknąłem się na przykład na taki stenogram:

„12/09/82, godz. 18.22.

Telefon z numeru 123454. Przyjaciel Denis wita się z małym Alexem (wiek przedszkolny), a następnie rozmawia z Valerią. Mówi jej, że poprzedniego dnia przeprowadził się na Plac Romană i podaje jej swój nowy numer telefonu. Valeria zapisuje go i informuje, że Toca (mąż) znajduje się poza domem. Ona i Alex może wpadną później".

W roku 1983 Toca zostaje poproszony o wyreżyserowanie teatralnej wersji Titanic vals. Po długim oczekiwaniu i wielu wnioskach otrzymuje w końcu wizę umożliwiającą wyjazd na Węgry. Moja mama składa pismo, w którym prosi o pozwolenie na wyjazd z synem za granicę w celu spotkania z mężem. Informator ostrzega jednak, że Tocilescu to „pod każdym względem nieobliczalna rodzina. W sytuacjach prywatnych często żartują z Partii i naszego socjalistycznego porządku. Same kłamstwa i pomówienia, nic nie jest już dla nich dostatecznie dobre". Moja mama nie dostaje pozwolenia na opuszczenie kraju.

Reklama

Zrób prezent swojemu tacie. Poleć mu nasz fanpage VICE Polska.


Po powrocie mojego taty Teatr Bulandra zostaje wyznaczony do przygotowania patriotycznej ceremonii upamiętniającą którąś rocznicę jednego z wielu zwycięstw komunizmu. Jednak podczas spotkania Rady Pracowniczej dochodzi do buntu. Toca, aktor Victor Rebengiuc i kilku innych nie życzą sobie mieszania ich teatru w polityczne rozgrywki. Inny aktor, Marcel Iureș, twierdzi, że nie będzie recytować patriotycznych wierszyków. Pracownicy teatru zasadniczo odmawiają złożenia hołdu socjalistycznym władzom, a ich szef, Ion Besoiu, nie próbuje nawet ich przekonać. Wie, że to nic nie da. Tak w każdym razie twierdzi jeden z informatorów.

Rok później mój ojciec zabiera się za Hamleta. Z tego okresu pochodzą całe stosy dokumentów: Tocilescu i jego zespół wystawiają sztukę, która jak na gust władz posuwa się trochę zbyt daleko w krytyce ustroju. Części aktorów nie podobają się niezwykle daleko idące zmiany w scenariuszu, a Rebengiuc rezygnuje z tego powodu z roli Klaudiusza. Według dokumentów mój ojciec traci zaufanie aktorów, jednak przedstawienie okazuje się wielkim przebojem. Nie można przecież ocenzurować Szekspira.

NIKT NIE ZAUWAŻY, JEŚLI ZMIENISZ SCENĘ W KOŚCIÓŁ

Ojciec ponownie składa wniosek o pozwolenie na wyjazd do brata w Niemczech i znów spotyka się z odmową. Jego dobry przyjaciel, jeden ze współpracowników Securitate, twierdzi, że Toca nie zostałby w RFN na stałe, gdyby pozwolić mu wyjechać. Tęskniłby za rumuńskim teatrem, znów musiałby pracować na swój sukces i za bardzo martwi się o swoich znajomych, by po prostu ich zostawić. Informator konkluduje, że mój ojciec powinien otrzymać zgodę. Jednak władze odmawiają.

W liście do kuzyna mieszkającego w Paryżu (od którego otrzymywał liczne zaproszenia do Francji), Toca narzeka, że nie wie, co dzieje się we współczesnym teatrze na zachodzie. Nie ma dostępu do żadnych artykułów, esejów, wywiadów — czasem widuje tylko jakieś pojedyncze zdjęcia sceny lub kostiumu. Podobnie jak cała Rumunia nie wie nic o najnowszych trendach i pomysłach. Kopia listu oczywiście została równiutko wklejona do teczki.

Reklama

Toca zostaje w Rumunii. Telefon cały czas jest na podsłuchu, teczkę więc wypełniają drętwe notatki z naszych rozmów o kompletnych pierdołach. Ojciec pracuje nad sztuką Wojewoda Mircea, dramatem historycznym pióra Dana Tărchili. Nie zmienia tekstu, nie zmienia jego wymowy, niczego nie krytykuje. Jedyną dziwną rzeczą są witraże przedstawiające rumuńskich książąt porozstawiane na scenie. Religia w tamtym czasie, podobnie jak w Polsce, była jednym z wrogów ustroju, jednak władze przymykały na nią oko. Zamiana sceny w kościół i używanie wizerunków rumuńskich świętych w teatrze należącym do państwa była jawną kpiną z reżimu, jednak przemęczeni lub nieuważni cenzorzy przymknęli oko na ten szczegół.

TRWAJĄCE WIELE LAT DOCHODZENIE MOŻNA ZAMKNĄĆ OT TAK

W teczce nie znajduje się wiele więcej. W pewnym momencie oficer prowadzący stwierdza, że należy zawiesić dochodzenie, ponieważ reżyser przestał się źle zachowywać. Po prostu stwierdzili, że ktoś taki jak on nie narobi wielu szkód. Jego przedstawienia są ograniczone granicami państwa, nikt poza Rumunami ich nie zobaczy. A Rumuni niech sobie je oglądają, niech usłyszą kilka aluzji, niech się pośmieją. Jaką różnice robi 400, 500, 5000 osób? I tak donikąd nie pójdą, nikomu nic nie powiedzą. Więc pozwólmy Tocilescu na odrobinę buntu. I tak nic to nie zmieni. Obserwację przerwano wiosną 1987 roku.

§

Zamknąłem i zwróciłem teczkę miłemu panu, który spytał mnie, czy życzę sobie fotokopie. Nie życzyłem, tak samo zresztą, jak mój ojciec. Opuściłem budynek i ruszyłem w stronę Placu Unirii. Zaczęło padać.

Myślałem o moim ojcu, którego aż do 1987 roku mogłem oglądać oczyma informatorów: Bernardo, Georgescu, Valentiny, Constantinescu czy Iosifa — ludzi, którzy starali się jak najlepiej ułożyć sobie życie w komunizmie, bo sądzili, że będzie trwał wiecznie.

Mylili się.