FYI.

This story is over 5 years old.

pytania

Sędzia odpowiada na pytania, które zawsze chcieliście zadać

„Jako młody sędzia pozwoliłem pewnemu mężczyźnie wyjść z więzienia po zapłaceniu grzywny. Dwa tygodnie później kogoś zabił. Usiadłem w gabinecie i rozpłakałem się jak dziecko”
Wszystkie zdjęcia Rebecca Rütten

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Germany

„Spóźniłeś się" – stwierdził sędzia Andreas Müller, zapraszając mnie do swojego domu w Glienicke, mieście położonym na północ od Berlina. „Gdybyś był na czas, zrobiłbym ci nie tylko kawę, ale i śniadanie" – powiedział pół żartem. Müller, którego niemiecki dziennik „Bild" określił kiedyś mianem „najsurowszego sędziego wobec młodocianych przestępców", wierzy, że za każde przewinienie trzeba zapłacić.

Reklama

„Ciężko pracowałem, żeby zasłużyć na ten tytuł" – przyznał z uśmiechem 56-latek, kiedy usiedliśmy przy kuchennym stole. „Jeśli chłopcy z tej dzielnicy boją się stanąć naprzeciwko mnie, znaczy to, że dobrze wykonuję swoją pracę" – dodał. Müller od 20 lat pracuje w sądzie rejonowym w Bernau koło Berlina, mieście będącym schronieniem dla dużej społeczności neonazistów. Müller zasłynął z tego, że nie stosuje wobec nich żadnej taryfy ulgowej oraz wydaje bardzo niekonwencjonalne wyroki: młodym neonazistom każe odwiedzić meczet albo zjeść kebaba z turecką młodzieżą. „Byłem najbardziej znienawidzonym przez prawicę sędzią" – napomknął. „Do dzisiaj jestem z tego dumny".

Teraz nie walczy już tak aktywnie z prawicowym ekstremizmem, ale jak mi powiedział, wynika to z faktu, że obecnie przyświeca mu inny cel – legalizacja marihuany. W 2015 roku wydał swoją drugą książkę zatytułowaną Kiffen und Kriminalität (pl. Trawa i przestępczość), w której dowodził, że jeśli władze mają być w stanie chronić młodzież – a nie tylko ją karać – marihuana musi zostać zalegalizowania.
Rozmawiałem z sędzią, aby dowiedzieć się, jakich wyroków żałuje i jakie dowody, które musiał oglądać w swojej karierze, były najgorsze.

Sędzia Andreas Müller w swoim domu w Glienicke

VICE: Czy kiedykolwiek perspektywa jakiegoś werdyktu spędzała panu sen z powiek?
Andreas Müller: Tak, przed podjęciem niektórych decyzji nie mogę usnąć i całą noc siedzę w swojej kuchni, zastanawiając się nad werdyktem. Należy pozwolić pozwanemu wyjść na wolność czy raczej zamknąć go w więzieniu? Czy powinienem wsadzić za kratki 18-letniego neonazistę, aby zobaczył, że rzucanie koktajlem Mołotowa w schronisko dla uchodźców niesie za sobą pewne konsekwencje? A może w ten sposób jedynie zniszczę mu życie? Taka decyzja prawdopodobnie byłaby korzystniejsza dla innych obywateli, ale on przecież straci swoją pracę i wszyscy zaczną go traktować jak kryminalistę. A co jeśli to po prostu dzieciak, który głupio podążał za stadem? Tego typu decyzje do dzisiaj sprawiają mi problem, mimo że już od 25 lat pracuję jako sędzia. Mój werdykt może raz na zawsze zmienić czyjeś życie.

Reklama

Ile z pana decyzji było błędnych?
Jestem pewny, że w niektórych przypadkach na pewno musiałem się pomylić. Problem w tym, że nie wiem, w których. Pewnego razu posłałem na dziewięć miesięcy do aresztu mężczyznę, którego bardzo mocno podejrzewałem o bycie gwałcicielem. Ostatecznie, po gruntownym przeglądzie dowodów, został z niego zwolniony. Oczywiście dla niego takie niesprawiedliwe uwięzienie było czymś okropnym, ale należy pamiętać, że sędziowie to tylko ludzie. Prawodawcy zdają sobie z tego sprawę i właśnie dlatego istnieją prawa, które gwarantują odszkodowanie osobom, które ucierpiały z powodu naszego błędu.

Czy kiedykolwiek zdarza ci się panu nienawidzić przestępców, których pan sądzi?
Nie, nie mogę sobie na to pozwolić. Oczywiście uczucia są tym, co czyni nas ludźmi – gdyby nie one, nasze miejsce równie dobrze mogłyby zająć roboty. Ktoś po prostu wprowadzałby szczegóły sprawy do maszyny, ta wypluwałaby z siebie karteczkę z napisem „winny" albo „niewinny", a następnie ustalała długość kary. Niektóre sprawy rzeczywiście wywołują we mnie gniew, szczególnie te, które dotyczą seksualnego wykorzystywania dzieci. Niezwykle mierżą mnie również sytuacje, kiedy wiadomo, że ofiara do końca życia będzie musiała zmagać się z jakąś traumą, a sprawca mimo to w ogóle nie okazuje skruchy. Jednak moje osobiste uczucia nigdy nie wpływają na werdykt.

Czy jest pan w stanie wymienić jakąś sprawę, która pana szczególnie poruszyła?
Nadal rozmyślam o wielu sprawach, zwłaszcza o tych, które do dzisiaj powodują cierpienie u ofiar. Jednak męczą mnie również losy niektórych ze skazanych przeze mnie osób. Jako młody sędzia pozwoliłem pewnemu mężczyźnie wyjść z aresztu po zapłaceniu grzywny, a dwa tygodnie później kogoś zabił. Gdy się o tym dowiedziałem, usiadłem w gabinecie i zacząłem płakać jak małe dziecko. Niestety to ryzyko zawodowe w tej profesji. Żaden sędzia nie potrafi bezbłędnie ocenić każdego pozwanego; widzimy tylko to, co nam pokazano. Jestem pewien, że podobnie wygląda to w przypadku lekarzy – kiedy po raz pierwszy umrze ich pacjent, oni także mocno to przeżywają. Po pewnym czasie człowiek zaczyna jednak rozumieć, że to po prostu część jego pracy.

Reklama

Jaki był najgorszy dowód, który musiał pan obejrzeć?
Podczas jednego procesu musiałem obejrzeć sekstaśmę pewnego małżeństwa. Najgorsze było to, że rodzice zmusili swoją młodziutką córeczkę, którą ojciec wykorzystywał, aby to sfilmowała. Dziewczyna później popełniła samobójstwo.


Odpowiadamy na pytania, które inni boją się zadać. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Ponieważ zajmuję się sprawami dotyczącymi młodzieży, muszę oglądać dowody w sprawach dotyczących dziecięcej pornografii. Nienawidzę tego. No i jeżeli dojdzie do morderstwa, nie mogę nie przeczytać raportu koronera.

Czy wszyscy są równi wobec prawa?
Nie, nie sądzę. Zwłaszcza w prawie karnym często zdarza się, że mała płotka pójdzie siedzieć, a duży boss wyjdzie na wolność. Bezdomny, który dziesięć razy ukradnie jakiś tani alkohol – czyli towar warty w sumie mniej niż butelka dobrego wina – pójdzie do więzienia, podobnie jak ktoś, kogo zbyt wiele razy złapał kontroler w autobusie. Karzemy matki, które muszą wybierać między pojechaniem na gapę a kupieniem swojemu dziecku ciastka. Jednocześnie ludzie, którzy latami nie płacą podatków i dokonują przestępstw finansowych (i tym samym naciągają państwo na miliony), dostają bardzo małe wyroki. Biedny człowiek trafia do więzienia za błahe przewinienie tylko dlatego, że nie stać go na dobrego prawnika. Właśnie z tego powodu nie jestem zadowolony z naszego systemu prawnego.

Reklama

Czy istnieje jakiś rodzaj przestępcy, do którego odnosi się pan przychylniej?
Czuję sympatię do ludzi, którzy musieli podjąć moralnie trudne decyzje. Kiedyś pewien mężczyzna napadł bank z zabawkowym pistoletem i zażądał 165 euro (700 złotych). Zapytałem go, dlaczego to zrobił. Odpowiedział, że obiecał swojemu synowi PlayStation. Miało to miejsce dwa tygodnie świętami Bożego Narodzenia. Oczywiście takie wyznanie potrafi poruszyć człowieka. Jednak musiałem pamiętać o wszystkich pracownikach banku, którzy byli wtedy śmiertelnie przerażeni. Skończyło się na tym, że dałem mu wyrok w zawiasach.

Kiedy indziej pewna matka pojechała ze swoją córką, anorektyczką, do Holandii, aby ta druga zapaliła trawę – chciała, żeby dziewczyna zjadła dużo czekolady. W świetle niemieckiego prawa popełniła przestępstwo, ale w tamtym momencie darzyłem tę kobietę znacznie większą sympatią niż prawo.

Czy pana przekonania polityczne wpływają jakoś na werdykty?
Nie, ale moralne z pewnością. Jeśli tak jak ja jesteś zwolennikiem legalizacji marihuany, możesz tak używać prawa, by chronić osoby, które po nią sięgają. Jeżeli samemu padło się ofiarą przemocy, prawdopodobnie surowiej karze się brutalnych przestępców. Jeśli w ciągu ostatnich sześciu tygodni trzy razy ukradziono ci rower, następnemu złodziejowi rowerów zapewne dasz do wiwatu. Jednak – przynajmniej w moim przypadku – poglądy polityczne nie odgrywają żadnej roli. Traktuję uczestników antykapitalistycznych zamieszek tak samo, jak ludzi wszczynających burdy podczas nacjonalistycznych marszów.

Reklama

Czy w sądzie kiedykolwiek zdarzają się zabawne sytuacje?
Tak, bardzo często śmieję się na sali sądowej. Oczywiście nie w sytuacjach, kiedy sprawy dotyczą dzieci albo rozważamy bardzo długą odsiadkę.

Najzabawniejsza sytuacja, jaką pamiętam, miała miejsce, kiedy zakazałem na mojej sali glanów i butów wojskowych. Członek NPD (niemieckiej partii neonazistowskiej) musiał stawić się jako świadek, a ja chwilę wcześniej mu powiedziałem, że takie buty symbolizują skrajnie prawicowe poglądy, przemoc i wrogość względem cudzoziemców. Dałem mu godzinę, żeby przebrał się w coś innego. Kiedy wrócił, stanął przede mną w pełnym mundurze i samych skarpetkach. Udało mi się zachować kamienną twarz, ale kiedy wyszedłem z sali, nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.

Co nosi pan pod swoją togą?
A co, chciałbyś usłyszeć, że mam na sobie pończochy i podwiązki? Noszę dżinsy. Zazwyczaj pod togą możesz mieć, co tylko chcesz. Gdybym miał jakiś konkretny fetysz, mógłbym go realizować. Znam jedną prawniczkę, która celowo nosi w sądzie wyłącznie podwiązki. Każdy ma swoje preferencje.


Więcej na VICE: