Surrealistyczne makijaże Mimi Choi, po których będziesz miał koszmary
Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości Mimi Choi

FYI.

This story is over 5 years old.

Surrealistyczne makijaże Mimi Choi, po których będziesz miał koszmary

Hiperrealistyczne rysunki kanadyjskiej makijażystki, która czerpie inspirację ze swoich snów, na Instagramie obserwuje prawie 700 tysięcy osób

Pandy, realistyczne sashimi z łososia, surrealistyczne autoportrety i warstwy skóry odsłaniające głębokie, czarne dziury to tylko niektóre z szalonych iluzji Mimi Choi. Jej prace obserwuje ponad 600 tysięcy osób i nic dziwnego. Wiele z jej dzieł – na przykład druga para gałek ocznych namalowana pod jej prawdziwymi oczami czy ekstremalne konturowanie, dzięki któremu jej twarz zdaje się składać z wielu warstw – osiąga taki poziom surrealizmu, że wyglądają jak fotomontaże. Jednak artystka zamieszcza również filmy, dzięki którym możemy się przekonać, że to jedynie makijaż – niesamowity makijaż. Niektóre z jej projektów są tak pracochłonne, że potrafią zająć nawet sześć godzin.

Reklama

„Za pierwszym razem użyłam tylko dwóch produktów” – mówi Mimi o swoich początkowych eksperymentach z czarną i białą kredką do oczu. „Potem zaczęłam korzystać z cieni do powiek, aby kontury były wyraźniejsze. Teraz, cztery lata później, przybrało to swoją obecną formę. Uwielbiam robić rzeczy, które są inne i niepowtarzalne, a do tego trochę surrealistyczne. W ten sposób powstała sztuka, którą tworzę”.


OBEJRZYJ: Czym jest piękno?


Chociaż Mimi mieszka w Vancouver, w zeszłym miesiącu pojawiła się na IMATS, jednych z największych targów kosmetycznych na świecie, które odbywają się w Nowym Jorku. Mimi współpracuje z Mehron, marką z długą historią makijażu scenicznego i performansowego, która powstała w latach 20. XX wieku. Podczas targów Mimi pokazała, jak tworzy swoje makijaże.

Kiedy malowała surrealistyczne wzory na nosie modelki – i oczywiście podkreślała jej oczy – spotkaliśmy się z wizażystką, aby porozmawiać o jej niespodziewanych inspiracjach, niekonwencjonalnym konturowaniu i wielu innych rzeczach.

Co cię skłoniło do eksperymentowania z makijażem op-art [sztuka optyczna, inaczej wizualizm – przyp. red.]?
Mimi Choi: Zaczęłam w 2013 roku. Wróciłam do szkoły wizażu, ponieważ praca nauczycielki w przedszkolu przestała sprawiać mi satysfakcję. W wieku 28 lat postanowiłam zająć się czymś zupełnie innym. Moje pierwsze zajęcia odbyły się w okolicach Halloween. Ponieważ uczyłam się, jak zostać makijażystką, pomyślałam: „Nie chcę już nosić zwykłego przebrania. Dlaczego nie miałabym stworzyć kostiumu ze swojego makijażu?”. Właśnie wtedy zrobiłam swój pierwszy kreatywny makijaż, korzystając jedynie z białej i czarnej kredki do oczu. Stworzyłam coś na wzór pękniętej twarzy; przypominało to trochę zbite lustro. Zdjęcie szybko stało się bardzo popularne w sieci. To stanowiło dla mnie wspaniałą motywację, bo przecież było to moje pierwsze podejście. Nie miałam żadnego zaplecza artystycznego. Nigdy wcześniej nie malowałam.

Reklama

Jakie są najciekawsze reakcje, z którymi się kiedykolwiek spotkałaś?
Jestem bardzo szczęśliwa, że podoba się to tak wielu ludziom. Docierają do mnie komplementy z całego świata. Niektórzy mówią, że inspiruje ich do wyjścia ze swojej strefy komfortu i zrobienia czegoś nowego. O dziwo, część ludzi potrafi się bać mojego makijażu. Kiedy malowałam hamburgera na mojej twarzy, nie sądziłam, że kogoś to przestraszy. Mój sushi-makijaż przeraża wielu ludzi.

Co się dzieje, kiedy wychodzisz z takim makijażem na ulicę?
Wczoraj to zrobiłam. Byłam w okolicach Times Square i zajęło nam całą wieczność, żeby dotrzeć na kolację. Mogliśmy tam w dojść w 10 minut, ale zeszła się nam na to ponad godzina. Ludzie nas zatrzymywali, robili mi zdjęcia, zadawali pytania. Nie mam nic przeciwko wychodzeniu na miasto po długim dniu nakładania produktów. Nie chcę tego zmyć i zrobić sobie normalnego makijażu. Po prostu wyjdę tak, jak jestem. Dlaczego nie? To tylko farba.

Jakie jest twoje najbardziej niezwykłe źródło inspiracji?
Lubię patrzeć na architekturę, wzory na ubraniach, a do tego inspiruje mnie też sztuka z Photoshopa. Czasami na nią patrzę i zadaję sobie pytanie: „Czy mogę to osiągnąć za pomocą makijażu?”. Nie retuszuję żadnej z moich prac, ale lubię tworzyć makijażem surrealistyczne obrazy.


By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”


Tak naprawdę czerpię inspirację z moich snów. Mam paraliż nasenny, co bywa naprawdę straszne. To stan, w którym twoje ciało śpi, ale ty jesteś przytomny, więc czujesz się uwięziony we własnym ciele. Walczysz w środku. Podczas paraliżu sennego mam halucynacje. Jestem w moim pokoju i widzę, że coś się ze mną dzieje. Zawsze widzę Slendermana: ciemną, podłużną twarz, straszny cień zbliżający się do mnie. Widziałam też ludzi bez twarzy, co zainspirowało mnie do robienia makijażu twarzy z dziurami. Zobaczyłam posiekane osoby, pająki biegające po moim pokoju. Co zabawne, kiedy narysuję taką rzecz, dany sen już się nie powtarza. Zaczynam śnić o czymś innym. To mój sposób na pokonanie tych lęków. Kiedyś się tego strasznie bałam, ale teraz jestem za to wdzięczna, ponieważ pomaga to mi tworzyć.

Reklama

Jakie jest twoje ulubione narzędzie?
Bardzo cieniutkie pędzelki. Używam pędzli artystycznych od Michaelsa. Kiedy zaczyna się przecena, kupuję je hurtowo. Przed przyjściem tutaj kupiłam ich 10, bo sztuka kosztowała tylko dolara. Mają dosłownie trzy włoski. Niewiele firm zajmujących się tworzeniem narzędzi i akcesoriów do makijażu produkuje tak drobne pędzelki. Uwielbiam też mocno napigmentowany czarny cień do powiek Mehrona. Ich czarny jest bardzo czarny. Czarne kontury muszą być matowe. Mehron tworzy bardzo, bardzo trwałe kolory, które świetnie nadają się do iluzji. Ich kosmetyki się nie łuszczą i nie pękają.

Mówiłaś o tym, że rozświetlanie i konturowanie są sekretem twoich prac. Większość ludzi nawet nie wie, że można z nich korzystać przy niezwykle twórczym makijażu.
Przy każdej iluzji, którą maluję, używam wielu czarnych, szarych i białych kosmetyków do konturowania i podkreślania. Iluzje opierają się na konturowaniu i rozświetlaniu, bo to właśnie dzięki nim wszystko staje się wyraźniejsze – kiedy zaczerniasz skórę wokół linii włosów, sprawia to wrażenie, jakby ta część była pusta. Aby wydobyć lub schować pewne rzeczy, trzeba sięgać po czerń i biel.

Czy robisz też normalny makijaż?
Tak! Bardzo często robię makijaże ślubne, ale nie zamieszczam ich w sieci. Ludzie wciąż mnie do tego zatrudniają, mimo że w internecie mogą tylko znaleźć moje twórcze makijaże. Nie reklamuję tego na Instagramie, ale wiele osób mnie o to prosi. Bardzo podobają im się efekty.

Reklama

Jaka jest historia twojego makijażu à la sushi?
W pewnym okresie nieustannie miałam ochotę na sushi i pomyślałam sobie: „Powinnam namalować to, czego pragnę”. Nie wiedziałam, czy to zadziała. Stwierdziłam, że w sumie moja ręka przypomina sushi. Kiedy malowałam, mój mąż powiedział: „Ej, to naprawdę wygląda jak ogromny kawałek sushi”. Tak to się zaczęło. Potem powstała z tego seria, w ramach której namalowałam różne rodzaje sushi. Następnie przeniosłam się na moją twarz i namalowałam burgera. Na dłoniach nawet narysowałam frytki.

Na ostatnim pokazie Gucciego na czołach i ramionach modeli namalowano hiperrealistyczne oczy. Czy uważasz, że ten rodzaj makijażu staje się coraz bardziej popularny?
Zdecydowanie. Cztery lata temu, kiedy zaczęłam malować oczy na moim ciele, nikt o tym nie słyszał. Ten trend pojawił się dopiero po tym, jak zrobiłam swój pierwszy makijaż z wieloma oczami. Moją inspiracją były rozmyte fotografie – no wiesz, takie, jakie się robi ludziom w ruchu? Namalowałam więc te oczy, a to szybko się chwyciło. Wiele osób odtworzyło moje prace. Kiedy to robiłam, nie było to jeszcze popularne. Mam nadzieję, że właśnie to zainspirowało innych ludzi. Widzę teraz wiele podobnych prac.

Artykuł pierwotnie ukazał się na i-D US


Więcej na VICE: