FYI.

This story is over 5 years old.

Sport

​Lekcja swagu z NBA. Cz. 2

Wjeżdżamy z drugą częścią opowiastek o aktualnych gwiazdorach parkietów ligi zawodowej (przepraszamy emerytów...). Ostrzegamy – sportu w sporcie będzie w zasadzie mało

Minęło już trochę czasu, więc wjeżdżamy z drugą częścią opowiastek o aktualnych gwiazdorach parkietów ligi zawodowej (przepraszamy emerytów…). Ostrzegamy – sportu w sporcie będzie w zasadzie mało. Liczb i statystyk tutaj nie uświadczycie. Chyba, że chodzi o zliczanie… drogich zabawek koszykarzy NBA, bo pod lupę bierzemy swag! Czyli ich lajfstajl, kreacje i wszystkie pozostałe elementy składające się na bycie samcem alfa. Mały przewodnik, jak zostać kozakiem, choć zdajemy sobie sprawę, że to praktycznie niemożliwe do naśladowania…

Reklama

Część pierwsza

Kyrie Irving (22 lata, Cleveland Cavaliers)

Było trochę o złych chłopcach, więc pora wrócić na zieloną łąkę. Do prymusa. Chłopaka, który ma to coś. Swag pełną gębą i kocie ruchy… No dobra, jest bardzo przeciętnym tancerzem (choć odważnym, bo próbuje), ale to luzak jakich mało. Z dobrego domu. Jeśli Nike urządza premierę butów sygnowanych Twoim nazwiskiem w Nowym Jorku - musisz być w tym biznesie grubą. A jeśli towarzyszą ci przy tym legendy takie jak Penny Hardaway i Charles Barkley - klękajcie narody.

Swag: chłopak w grudniu doczekał się własnych butów. Na kicksach znajdują się trzy litery: JBY (Just Be You), które mają przypominać Irvingowi, żeby zawsze był skromny. Chłopak w głowie miał jeden cel: móc rywalizować z najlepszymi i trochę namieszać. Perfekcjonista w każdym calu. W szkole średniej znakomicie pocinał na saksofonie i był nawet w szkolnej orkiestrze. Od dziecka stawiał sobie inne wyzwania. Nie grał w kosza jak inni. Ojciec zmuszał go do żonglowania piłką w… plastikowej torebce, żeby syn miał nad nią w przyszłości większą kontrolę. I co? Pomogło mu to wziąć udział w absolutnie najlepszej koszykarskiej reklamie wszech czasów. Dla wielu obserwatorów - Pepsi nie jest już w stanie tego przebić. Ale spróbuje, właśnie w kolejnych odcinkach Uncle Drew. Jeśli jeszcze tego nie widzieliście - będziemy w szoku.

Niegdyś młodociany skateboarder, dziś ambasador UNICEF-u. Tak tańczył po podpisaniu kontraktu opiewającego na 90 baniek…

Reklama

***

Kobe Bryant (36 lat, Los Angeles Lakers)

Nie ma faceta na ziemi, który o nim nie słyszał. Po prostu nie ma. Jeśli jesteś tym wyjątkiem - zamknij przeglądarkę, dobranoc. Kobe to NBA, NBA to Kobe. Psychopata. Tak, śmiało można określać tak kogoś, kto wszedł na inny wymiar. To jest coś ponad obsesją. Niestety, nie do zdefiniowania. Ale w skrócie - potrafił budzić trenera 7 godzin przed treningiem, żeby ten poszedł popodawać piłkę. Twierdził, że chce oddać 8 tysięcy rzutów. Kiedy trener biegł później odespać, on już czekał po śniadanku na normalne zajęcia z drużyną. Naturalnie po oddaniu planowanej liczby rzutów…

Najbardziej swagowe imię w historii basketu: rodzice, do czego przyznał się jego ojciec w 1998 (wywiad ze Sports Illustrated), nazwali go na cześć ulubionej wołowiny. Podawanej w knajpie w Filadelfii. Staruszek nie był jednak łagodny dla dzieciaka z wyjątkowym imieniem - Kobe po raz pierwszy wygrał z nim gierkę 1 vs 1 w wieku 16 lat. Historie na temat tej osobistości (tak, to odpowiednie słowo w stosunku do legendy) można opowiadać bez końca. Tyle, że znów trzeba jakoś zejść z tematów stricte sportowych.

Za co lubią można go lubić poza Stanami? Za to, że doskonale zna włoski (jego ojciec grał w tamtejszej lidze w kosza), kibicował Milanowi, a jego inspiracją był… Bruce Lee. Kobe nawet zagrał w dokumencie "I am Bruce Lee", gdzie opowiadał o swojej skomplikowanej więzi psychicznej z mistrzem sztuk walki. Człowiek orkiestra, bo bujanka i rap to też jego klimat. Na bitwę wyzwał go kiedyś Alvin Williams z Toronto Raptors. Przekonywał: "You can't rap". Później przez 15 minut wysłuchiwał fristajlu Bryanta. Na korytarzu w Hiltonie… No, ale nic dziwnego - w 1998 wpadał nawet popróbować swoich możliwości do studia nagraniowego.

Reklama

Stylówa: naturalnie ma swoją linię obuwia pod szyldem Nike. Więcej trepów sprzedaje tylko LeBron (nie liczymy naturalnie Jordanów).Tak prezentuje się z kolei w stroju wieczorowym (wybór filmu absolutnie nieprzypadkowy - kontuzjowany Kobe "komentuje" postawę swoich kolegów z Lakers, którzy wygrali bez niego po raz pierwszy od ponad trzech tygodni:

Choroby: wygrywanie, bo objawy widać na każdym kroku. Zawsze lubił sobie np. wbijać szpile z Shaqiem O'Nealem. Jego córka przyszła na świat 6 minut szybciej niż legendarnego centra. 1:0 nawet poza parkietem. Niekwestionowany król.

Grzechy: były, ale najgorszego na szczęście nie udowodniono. Został oskarżony o gwałt i kiedy wszyscy myśleli, że zakopie się pod ziemią, Shaq wspominał to następująco: "Wpadł na nasz obiekt treningowy jak gdyby nigdy nic. Zero emocji, piłka w rękę i pakował do kosza jak szalony. Jedyna zmianą było dwóch goryli, którzy czekali na niego w drzwiach hali".

Na deser. Kobe kontra raper Bow Wow. Bryant miał w nosie, że rywal musiałby stawać na drabinie, żeby dosięgnąć jego nosa. Po prostu spuścił mu bęcki:

***

Nominacja specjalna, czyli zawodnik, dla którego NBA jest aktualnie za ciasne:

Metta World Peace (znany wcześniej jako Ron Artest, 35 lat, Sichuan Blue Whales)

Grzechy: temat-rzeka. Dlatego od razu serwujemy to co najlepsze, bo jednej akcji nic nie przebije. Był 19 listpada 2004. Indiana Pacers - klub Artesta - grali sobie zwykły mecz sezonu regularnego z Detroit Pistons. Do czasu. MWP sfaulował Bena Wallace'a, któremu też była bliska filozofia stoików. Przerodziło się to w największy w historii fight w NBA. Mecz odwołano, a sprawca dostał po kulach. MWP po zawieszeniu ominął 86 kolejnych meczów i lekko ucierpiał finansowo - stracił na tym ponad 5 milionów dolców.

Reklama

Dziwactwa: może nie wszyscy znają jego życiową historię, więc będzie laicko: człowiek odpowiedzialny za największą bójkę w historii NBA postanowił w 2011 zmienić swoje imię na Metta World Peace. Nawołując do pokoju na świecie. Ale to nie koniec wielkich przemian (w międzyczasie z takim powodzeniem udawał świętego, że prawie zabił łokciem Jamesa Hardena - naturalnie po ataku z premedytacją). Po wyjeździe do Chin gra z napisem "The Pandas Friend" na koszulce. W azjatyckiej transkrypcji rzecz jasna. Dlaczego? Bo to pierwsza rzecz, jaką chciał zobaczyć po wjeździe do kraju! Zamanifestował to także… pluszowymi główkami pand przypiętymi do butów w jednym z meczów. Tak w temacie zwierząt jeszcze - przypomniało nam się, jak padł ofiarą pewnej wkrętki u Jimmy'ego Kimmela…

Naturalnie nie musimy chyba wyjaśniać, że ma też na swoim koncie płytę? W 2006 wydał rap-krążek "My World", na którym pojawił się nawet taki kozak jak P. Diddy…

***

Na koniec polski akcent - nie mogliśmy tego zignorować.