FYI.

This story is over 5 years old.

420

Spytaliśmy jaraczy zielska, gdzie trzymają towar

Gdzie znajomy diler, pewna miłośniczka gotowania z marihuaną, były rastaman i ochroniarz z Ukrainy chowają swoje palenie?

Fot. Raquel Baranow

Pewnego jegomościa z Pragi Północ w Warszawie zaskoczyła jakiś czas temu . Koleżka zarzekał się ponoć, że nie posiada w domu żadnych substancji odurzających, jednak wszystko wskazywało na to, że funkcjonariusze zostali przez kogoś uprzednio o wszystkim poinformowani. Nie tylko przeszukali mu mieszkanie, samochód, ale odkryli także jego najcenniejszą skrytkę. Saszetka z marihuaną o wartości kilkuset złotych została wyciągnięta spod wycieraczki (biorąc pod uwagę warszawską cenę za gram, nie było jej zbyt wiele).

Reklama

niezapowiedziana wizyta mundurowych

Ów jegomość zastanawiał się zapewne, kto go wsypał, kto okazał się konfidentem. „Kto jest sprzedajną kurwą?" – to pytanie musiało mu dźwięczeć pod spoconym czołem. Sąsiad? Wścibska starowinka? Kumpel, z którym zwykle ustawia się na sobotnie picie? Pewne rzeczy trzeba przyjąć z pokorą. Możliwe, że trzy następne lata przesiedzi ze smutkiem godnym śwśw. Piotra i Pawła czuwających przy schodach pobliskiej bazyliki na ul. Kawęczyńskiej. Z tą różnicą, że wspomniane posągi mają przed sobą otwartą przestrzeń, zaś jemu towarzyszyć może jedynie przepełniona cela i więzienne kraty

Ta historia uderzyła w ćpuńską strunę mojej wrażliwości, dlatego zrobiłem rozeznanie wśród znajomych, szczególnie tych, którzy mają wgląd tam, gdzie nie dochodzi blask fleszy ze ścianek obleganych przez marionetki szołbiznesu; tam, gdzie funkcjonariusze w uniformach o kolorze skóry Papy Smerfa wojują z charakterem Ciemnej Strefy. Spytałem się o sens chowania zioła pod wycieraczką oraz o inne, bardziej sprawdzone skrytki na gandzię.

Spojrzenie dilera Tomasa

Tomasa, którego spotkałem w piątkowe popołudnie, trapiły problemy dnia codziennego. „Kurwa, nie mogę się zdecydować na chipsy" – stał bezradnie przed sklepową półką. Po chwili stwierdził: „Dobra, biorę te o smaku żeberek z grilla". Był trochę porobiony i zmagał się z narastającym głodem. Skontaktowałem się z nim, uważając go za eksperta w dystrybucji, paleniu, a także ukrywaniu marihuany. Czy według niego opłaca się chować zioło pod wycieraczką?

– Opłaca się o tyle, że wielu nie zwraca uwagi na wycieraczkę, tylko brnie od razu do środka. Napinacze z ulicy Wilczej naoglądali się filmów i szpanują teraz, na prawo i lewo, z odznaką w jednej ręce i z giwerą w drugiej. Marzą o wielkim bum! bum!, o strzelaninie i rozkwaszeniu łba jakiemuś naćpańcowi. Są zbyt chciwi sukcesu. Gorzej jak mają przy sobie wyszkolone psy. Te w mig wyniuchają towar.

Reklama

– A jakie ty masz kryjówki na towar? – zapytałem.

– O tym za chwilę. Zapytaj mnie, proszę, gdzie schowałbym grama, gdybym chciał go przenieść (tu wrzucił paczkę czipsów do koszyka, którego dno ścielił rząd zimnych browców).

– Gdzie schowałbyś grama, gdybyś chciał go przenieść? – spełniłem jego prośbę.


Zobacz nasz film o młodych Brytyjczykach uzależnionych od dopalaczy:


– Zapamiętaj sobie następującą rzecz, dzieciaku – złapał mnie za ramię – nigdy, ale to przenigdy nie chowaj jarania w majtkach! To najgorsza opcja. Podczas przeszukań lubią macać krocze. Zastanów się, to tylko jeden gram. Czy to jest warte tak dużo? Nie. Czy to ma dużą objętość? W zasadzie nie ma. Najlepszym rozwiązaniem podczas swobodnego spaceru, to trzymanie zielska w kieszeni. Nie w jakiś zawiniątkach, czy sreberkach. Pewien mądry człowiek kiedyś podzielił się ze mną tą wiedzą, mówiąc: „Jeśli bobon nie jest sypki i nie jarany, to trzymaj go luzem w kieszeni, bez żadnych opakowań. Jeśli coś się dzieje, to możesz go bez problemów chwycić i wyrzucić. Zaprawdę powiadam Ci, bobon o kolorze naturalnej zieleni nie przykuwa uwagi jak zdradziecka folia".

– Co jeśli kieszeń nasiąknie wonią marihuany? To jednak bardzo intensywny zapach.

– Nie widzę problemu. Mefedron też śmierdzi.

– Jak sobie radzisz z większymi ilościami?

– Niezłym pomysłem jest zakopanie zioła. Jak się je dobrze zabezpieczy, to nie nasiąknie wilgocią. Ale z tym też różnie bywa. Poza tym nie proponowałbym kitrania stafu na kwadracie. Prawdę mówiąc, taka akcja przynosi tylko same nieszczęścia. Matka może cię nakryć, babcia, żona… dziecko wyciągnie z pudełka pod łóżkiem jakiś szajs i pójdzie w tripa, a to przecież nie wskazane dla małolatów. A co najgorsze: jeśli psy złapią cię z towarem, to automatycznie wysyłają kogoś, żeby przeszukał twój dom. I uwierz mi, jak się uprą, to potrafią rozwalić ci pół chaty, jak przy wymianie centralnego ogrzewania.

Reklama

– Co byś doradził tym, którzy nie są przekonani do skrytki pod ziemią i nie chcą też niczego trzymać w domu?

– Hmmm… – zamyślił się. – Wszystko zależy od inwencji twórczej. Kumpel kiedyś na dzień lub dwa schował palenie w latarni. Szczególnie te stare, warszawskie latarnie mają u dołu takie fajne, zdobione drzwiczki. Przyuważył, że jedne były otwarte i wrzucił do środka co trzeba. Już nie pamiętam, czy zabezpieczył je własnym łańcuchem i kłódką. Niektórzy chowają dragi w opuszczonych ruderach, na przykład pod listwami podłogowymi, jak to się robiło kiedyś za niemieckiej okupacji. Znajomi-znajomego-znajomego-znajomego ukryli wór marychy w jakieś rozjebanej chacie pod Piasecznem [miejscowość pod Warszawą], między żelastwem pomieszanym z gruzem. Po jakimś czasie musieli się tam wedrzeć złomiarze. Wzięli ten złom, tą siatę gdzieś wywalili, a tam było sporo jarania, spokojnie za kilkadziesiąt tysięcy, i proszę ja ciebie… zostawili ją. Zabrali żelastwo, a zielsko zostawili, czaisz to?! – zaniósł się śmiechem. – Nie wiem, może myśleli, że to jakieś ziółka zebrane z polany przez wioskową babcię, że to jakieś gówno nikomu nie potrzebne.

Fot. Coleen Whitfield.

Ustawiliśmy się w kolejce. Koszyk zapełniły dodatkowo: grahamki, paczka Zozoli, ketchup z pomidorów malinowych, kiełbasa w paczce, butelka Sprite'a i śledzie w oleju. Gdy diler Tomas kładł produkty na taśmę, otyła kobieta majstrowała coś przy kasie fiskalnej (zmieniała rolkę papieru na paragony). Zniecierpliwiony i zrelaksowany zarazem, wodził czerwonymi oczami w jedną i drugą stronę, aż nagle ich spojrzenia się spotkały.

Reklama

– Czy ma pan zapalenie spojówek? – kasjerka przegrała ze swoją wścibskością.
– Nie, nie mam. Po prostu jestem głodny.

Gdy wyszliśmy na zewnątrz, diler Tomas ugryzł kawał kiełbasy i przeżuwając, dodał na odchodnym:
– Niestety moje hobby wiąże się z pewnymi nieprzyjemnościami. Zdarzało się, że kogoś złapali i trzeba było szybko interweniować, to znaczy przetransportować palenie w inne miejsce. Tak więc, dobrze mieć prężnie działających, sprawnych znajomych, a nie jakiś łaków.

Spojrzenie Krzysztofa Krawczyka

Mimo że pan Krzysztof Krawczyk nie wypowiedział się jeszcze odnośnie chowania zioła pod wycieraczką, to zdradził w jednym z telewizyjnych wywiadów swój desperacki sposób na pozbycie się jointa. W sytuacji realnego zagrożenia nie wypalił go na szybkości, lecz włożył do ust, przeżuł i połknął. Potem już tylko uśmiech, bezpieczeństwo, a do tego pełny brzuch. Czego chcieć więcej?

Spojrzenie Kasi

Po spotkaniu z dilerem Mirkiem zadzwoniłem do swojej znajomej, Kasi. Poza umiejętnością puszczania kółek, widzi ona w trawie ogromny potencjał kulinarny, który było mi dane uświadczyć w jej kuchni.

– Pod wycieraczką, serio? Idiotyzm! Ktoś może niechcący usunąć wycieraczkę na bok… i co wtedy? Zioło na wierzchu i do tego pod drzwiami typa, który nim najpewniej handluje. Przypał gwarantowany. Co do moich sposobów, to zawsze wciskam temat w biustonosz, między cycki. Raz prawie się wydało, że jaram. Szykowałam się do snu i jednocześnie rozmawiałam z mamą, która stała w drzwiach. Podniosłam stanik, bo chciałam go włożyć do szafy i nagle małe zawiniątko spadło na ziemię. Nie muszę ci mówić co to było. Mama z troską w głosie: „Coś ci wypadło". A ja na to: „Aaa, to chyba ramiączko. Powinnam je lepiej przymocować". Miałam mega farta, że tylko nocna lampka była włączona i w pokoju panował półmrok.

Reklama

– Najgorsza skrytka na zioło?

– Poza wycieraczką… to chyba portfel. Trawa może ci wypaść przy wyjmowaniu pieniędzy lub pokazywaniu kanarowi karty miejskiej. Pamiętam, jak tłumaczyłam przyjaciółce, że trzymanie gandzi w portfelu to głupi pomysł. I słuchaj co się dzieje… wychodzimy z imprezy lekko zawiane i oczywiście zaczepiają nas mundurowi. Każą przyjaciółce wyjąć wszystkie rzeczy z torby. W ostatnim momencie wysunęła zioło z portfela i ukryła je w kieszonce sukienki. Cudem się z tego wykaraskała.

– Ta sytuacja zniechęciła cię do palenia trawy?

– Co ty?! Obecnie o wiele bardziej wolę jarać niż walić wódę, jak za czasów gimbazy. Co nie znaczy, że nie martwię się o swoich kumpli. Kilku z nich dorywczo bawi się w dilerkę, a o policyjnych przesłuchaniach krążą różne historie. Ci z wydziału narkotykowego podobno się nie patyczkują. Szczególnie kiedy serwujesz im jakieś ściemy.

Spojrzenie Olega

Po rozmowie z Kasią przekręciłem do kumpla z Ukrainy, Olega, który pracuje jako ochroniarz w jednym z supermarketów na Bielanach, zaharowując się po 15 godzin na dobę.

– Na Ukrainie chowa się gandzię pod wycieraczką?

– Jasne, żeby bezdomny sobie zabrał, albo sąsiad. Część wypalą, a resztę posprzedają w zaszczanych melinach… Równie głupim pomysłem jest trzymanie tego w majtkach. Pewien młodziak parę miesięcy temu chciał przenieść 32 gramy przy swoim kutasie. Skarpetki też się nie nadają. Ostatnio złapałem razem z drugim ochroniarzem typów, którzy chcieli dziewięć Merci zajebać. Kradną, a potem sprzedają w przejściach podziemnych za pół ceny. Zadzwoniliśmy na policję. Podczas przeszukania u jednego złodzieja znaleźli w skarpetce dwie porcje fety. Stąd kazali im się rozebrać do naga, tak żeby się upewnić, czy nie mają niczego więcej. A wracając do sprawy Ukrainy… jeśli interesuje cię handel lub drobny przemyt w moim kraju, to potrzebujesz sporo pieniążków na łapówki dla milicji, a jeśli cię nie stać, to zawsze zostaje ci dziewczyna. U nas milicjant dziewczyny nie przeszuka, bo mu nie wolno. A milicjantek jest tyle, co kot napłakał. Dlatego ja swojej zawsze wrzucam zioło do biustonosza, albo do majtek.

Reklama

Spojrzenie Mariana

Przypomniało mi się, że Marian słuchał reggae, nosił dredy i jarał blanty. Oprócz tego od ponad dwóch lat wisiał mi hajs. Dziwnym trafem właśnie od tych dwóch lat się mijaliśmy. Przypadek? Zadzwoniłem. Nie odebrał. Znowu zadzwoniłem. Znowu nie odebrał. Dopiero za trzecim razem udało mi się z nim połączyć.

– Wpadaj, mordo – rzekł wesoło, jakbyśmy się nie widzieli od wczoraj.

Spotkaliśmy się wieczorem w umówionym miejscu. Marian wydawał się szczuplejszy i szerszy w barach niż kiedyś. Długie dredy zastąpiła niewyszukana fryzura na jeżyka. Nie skomentowałem jego zmiany, od razu zadając to samo pytanie co wszystkim:

– Słyszałeś o tym gościu z Pragi Północ, który trzymał zioło pod wycieraczką?

Nienawidziłem szkoły, zamiast odrabiania prac domowych grałem w CS-a, marzyłem też o dokonaniu rzezi podczas rady pedagogicznej. Całe szczęście, że gniew ustąpił i to w dużej mierze dzięki blantom i Bobowi Marleyowi

– Nie, nie słyszałem.

Pomilczałem specjalnie, żeby poczuł się niezręcznie i sam zaczął mówić.

– Ludzie wymyślają sobie różne skrytki… – podjął wątek. – Ja, na przykład, miałem zabawko-skarbonkę ze Star Warsów przedstawiającą Dartha Maula. Po wrzuceniu monety wykonywał kombinację ciosów swoimi ostrzami. Oczywiście, te monety można było potem wyjąć. Wpadłem na pomysł, że zastąpię je ziołem. Figurka stała sobie na szafie, a ja byłem szczęśliwy.

– Wierząc opowieściom niektórych, przez twoją figurko-skarbonkę przeszło tyle jazzu, że kolor mordy Darth Maula powinien się zmienić z czerwonej na zielony.

Reklama

– Racja – uśmiechnął się nieznacznie. – Gdyby tak było na filmie, to Qui Gon Ginn zapewne by przeżył. Zielony jest kolorem dobrych. Niemniej lubię scenę, w której Obi-Wan Kenobi przepoławia tego czerwonego skurwiela.

– Nazywasz Dartha Maula skurwielem, a mimo to trzymałeś w pokoju jego figurkę.

– Imponował mi. Przechodząc przez okres buntu, chciałem być dokładnie taki sam jak on. Te same dziary, ta sama czerwona skóra. Myślisz, że nie miałem ochoty przejechać laserowym mieczem po gardle nauczycielki od matematyki? Nienawidziłem szkoły, zamiast odrabiania prac domowych grałem w CS-a, marzyłem też o dokonaniu rzezi podczas rady pedagogicznej. Całe szczęście, że gniew ustąpił i to w dużej mierze dzięki blantom i Bobowi Marleyowi. Jakbym przeistoczył się w archetyp użytkownika marihuany. Nabijaliśmy z ziomeczkami gilzy zielskiem i z całą paczką czyściochów ruszaliśmy na łono natury. Wtedy brutalność Darth Maula wydawała mi się czymś nierzeczywistym, odległym i w gruncie rzeczy mało istotnym. Aż nagle przyszło kolejne oświecenie, które przyniosło fascynację buddyzmem i wschodnimi sportami walki. Rzuciłem palenie i picie. Może to zabrzmi dziwnie z moich ust, ale czuję wyższość sportu nad otępiającym ziołem. A wracając do twojego pierwszego pytania… wycieraczka nie powinna służyć do krycia gandzi, ale do wycierania butów po solidnym treningu. Oto moja recepta – uśmiechnął się z satysfakcją.

– Ciekawy jestem, czy pamiętasz jeszcze o pięciu dychach, które mi wisisz od dwóch lat? – niespodziewanie zmieniłem temat.

– Słucham? Nie wiem o czym mówisz.

***

Na koniec stwierdzić mogę dwie rzeczy. Po pierwsze, nie opłaca się chować zioła pod wycieraczką. Po drugie, Marian wyruchał mnie na hajs.

Imiona użyte w tekście zostały zmienione.