FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

10 rzeczy, których nie wiesz o Batmanie

W przyszłym roku Batmanowi stuknie 80 lat. Z tej okazji postanowiliśmy zdradzić kilka mało znanych faktów ze świata Mrocznego Rycerza Gotham City

Źródło: Instagram/Jim Lee

W przyszłym roku Batmanowi stuknie 80 lat. Z tej okazji postanowiliśmy zdradzić kilka mało znanych faktów ze świata Mrocznego Rycerza Gotham City

Uzbrojony i niebezpieczny

Średnio co kilka lat strój Batmana ulega drobnym modyfikacjom. Twórcy niejednokrotnie bawili się długością jego uszu i peleryny lub symbolem na piersi. Dodawano też kolejne zabawki do jego pasa, dzięki którym mógł błyskawicznie obezwładniać przeciwników i beztrosko kicać po dachach budynków, patrolując swoje miasto. Na próżno jednak szukać przy nim broni, której zadaniem byłoby odebranie komuś życia. Jak na superbohatera przystało, Batman nigdy nie zabija.

Nawet najstarsze dziady we wsi wiedzą, że ścierając się z antagonistą Mroczny Rycerz najwyżej obije mu mordę i złamię którąś z kończyn (max!) - gdyby było inaczej, w pół roku nie ostałby się żaden z jego wrogów. W latach 40. sprawa wyglądała trochę inaczej i mściciel z Gotham nie cackał się z napotykanymi bandziorami. Tym samym, jeżeli uznał, że sytuacja tego wymaga – korzystał z pistoletu. Z czasem zrezygnowano z tego pomysłu, Batman nabrał obrzydzenia do broni palnej (jako że przez nią stracił swoich rodziców) i stał się wierny kodeksowi, według którego nigdy nie odbierze życia.

Reklama

Batman z przyczepionym do pasa pistoletem (Bat-pistoletem?). Źródło: 66batman.com

Człowiek, który się śmieje

Wraz z rosnącą popularnością przygód Batmana, jego twórcy zdali sobie sprawę, że kolejne potyczki ze zwyczajnymi gangsterami już nie wystarczą. Wrogowie musieli dorównywać swoją „wyjątkowością” bohaterowi. Z czasem więc miasto Gotham stało się wylęgarnią zdeformowanych i zdeprawowanych dziwolągów, pasujących do jednoosobowych, samowystarczalnych gabinetów osobliwości. Każda z wymyślonych postaci była natomiast konsekwencją jakichś traumatycznych wydarzeń, które ją spotkały – w historiach Batmana nikt po prostu nie postanawiał, że zostanie super-złoczyńcą.

Dobrym tego przykładem jest Joker, przez wielu uważany za największego wroga Mrocznego Rycerza. W komiksie jego przeszłość nigdy nie została jasno określona - może był gangsterem na usługach gothamskiej mafii lub niespełnionym komikiem.

„Nie do końca wiem co to było. Czasem coś mi się przypomina, innym razem pamiętam coś zupełnie innego. Jeśli mam mieć jakąś przeszłość, wolę mieć możliwość wyboru!”- wypowiedź Jokera w albumie „Zabójczy żart”.

Jedyne co wiadomo napewno, to że podczas pierwszej potyczki z Mrocznym Rycerzem, wpadł do kadzi z chemikaliami, które zniekształciły jego twarz, zmieniając kolor skóry i włosów.

Joker raz pierwszy pojawił się u boku Kobiety-Kot w premierowym komiksie Batman #1, wydanym w lecie 1940 roku. Inspiracją do stworzenia psychopatycznego klauna była postać Gwynplaine’a (grana przez Conrada Veidta) w filmie „Człowiek, który się śmieje” z 1928 roku. Aktor wcielił się w nim w człowieka, który przyjmując karę za zdradę ojca wobec króla, został oszpecony permanentnym uśmiechem na twarzy.

Reklama

Gwynplaine w "Człowieku, który się śmieje". Źródło: Youtube

Chociaż przyjmuje się, że osobami odpowiedzialnymi za stworzenie postaci Jokera są Bob Kane, Bill Finger i Jerry Robinson – przez lata Kane zaprzeczał jakoby Robinson miał znaczący udział w tym dziele. To nie ostatni raz, kiedy ojciec Batmana pominął czyjeś zasługi…

Joker przez lata również uległ kilku zmianom – z kryminalisty i złodzieja przeistoczył się w psychopatycznego mordercę, wierzącego, że tylko jeden zły dzień dzieli każdego człowieka od szaleństwa.

Ilustracja do komiksu "Zabójczy żart". Art. Brian Bolland. Źródło: Flickr/Alexandre López

BATMETAL

Jeżeli Batman kiedykolwiek postanowi założyć kapelę, będzie to zdecydowanie najlepszy zespól na świecie.

Złamany Nietoperz

Jak powiedział kiedyś Frank Miller, twórca m.in. Sin City: „Batman to facet, którego chciałbyś mieć za plecami w ciemnej ulicy. To nie znaczy, że chciałbyś się z nim przyjaźnić”.

Rzeczywiście, gdybym miał wybrać jedną osobę do pomocy w barowej bójce, zdecydowanie byłby to Mroczny Rycerz. Długie lata, które poświęcił na szkoleniu swojego ciała i uczeniu się najprzeróżniejszych sztuk walki, sprawiły, że gość jest cholernie trudnym do pokonania twardym sukinsynem… to jednak nie znaczy, że nikt tego nie dokonał.

Postacią, która nie tylko skopała tyłek Mrocznemu Rycerzowi, ale także złamała jego kręgosłup był Bane (nie mylcie z aktorskimi kreacjami w „The Dark Knight Rises” Nolana oraz „Batman & Robin” Schumachera). W komiksie był to wyjątkowo niebezpieczny drań o posturze kulturysty i wyglądzie luchadora, uzależniony od tajemniczego narkotyku Venom, który dodawał mu nadludzkiej siły.

Reklama

Źródło: hellbolha.blogspot.com

Bane (jego prawdziwe personalia pozostają zagadką) przyszedł na świat w karaibskim więzieniu Peña Duro. Jego rodziców zabito, a on sam otrzymał wyrok dożywocia za kratkami. Był to rodzaj „dziedziczenia kary za grzechy ojca”. To tam, jeszcze jako dziecko dowiedział się o istnieniu tajemniczego Batmana z Ameryki. W jego głowie powstało pragnienie pokonania Mrocznego Rycerza… czego dokonał już jako dorosły mężczyzna. Wspomniana historia miała miejsce w sadze „Knightfall”, wydanej w drugiej połowie lat 90.

Realne zagrożenie

Batman w swojej karierze ścierał się z niezliczoną ilością przeciwników, którzy niejednokrotnie zagrażali nie tylko jego miastu, ale także całemu światu. Kłótnie pomiędzy fanami superbohatera, który jest/był tym najgorszym z najgorszych prawdopodobnie nigdy się nie skończą. Prawda jest jednak taka, że największym wrogiem dla zamaskowanego mściciela okazał się psychiatra Fredric Wertham, którego wydana w 1954 roku książka „Seduction of the Innocent” wstrząsnęła amerykańskim przemysłem komiksu.

Autor przekonywał w niej, że komiksy są jedną z najgorszych rzeczy, jaka kiedykolwiek powstała i czym prędzej trzeba ich zakazać. Widział w nich powód wzrostu przestępczości młodych ludzi.

List Fredrica Werthama opublikowany na łamach jednego z fanzinów. Źródło: Flickr/Alan Light

Jego teorie nieraz wykraczały poza granice logicznego myślenia - uważał m.in. że komiksy są częstym powodem astmy u czytelników, gdyż czytające je dzieci, zamiast bawić się na dworze… siedzą w domach.

Reklama

Szczególnie oberwało się superbohaterom – to właśnie wtedy po raz pierwszy zarzucono Batmanowi „niezdrowe” relacje z młodymi chłopcami (w końcu był kawalerem i wziął pod swoją opiekę sierotę, który później został jego pomocnikiem w walce ze złem - Robinem).

Źródło: greg-guillemin.com

Wertham nie potrzebował wiele, by wysnuwać krzywdzące opinie na temat świata komiksu. Niestety książka spotkała się z dużym zainteresowaniem i zwołano w jej sprawie specjalne posiedzenie kongresu. Powołano też do życia organizację Comic Magazine Association of America, pełniącą funkcję wewnętrznej cenzury przemysłu (takie PG 13 dla komiksu). Żaden tytuł bez akceptacji nie mógł pójść do druku.

Odbiło się to na jakości komiksów, które stały się miałkie i moralizatorskie. Batman z zamaskowanego mściciela zmienił się w szanowanego obywatela, uczącego dzieci, że trzeba być miłym, grzecznym i uśmiechniętym. Cenzurę zniesiono dopiero w latach 80.

Śmierć w rodzinie

Robin – Cudowny Chłopiec był pierwszym „młodocianym” superbohaterem, który pojawił się na łamach komiksu (premierowy występ w lecie 1940 roku). Początkowo jego zadaniem było jedynie skupiać jeszcze większą uwagę młodych czytelników, mogących się utożsamiać z postacią.

Wraz z mijającymi latami u boku Batmana, Robin (sierota o imieniu Dick Grayson) powoli zaczął wyrastać z dotychczasowej roli pomagiera. Jego następcą został więc Jason Todd – znacznie bardziej zarozumiały i niezdyscyplinowany, co zraziło do niego wielu czytelników. DC Comics podjęło decyzje, że coś trzeba z tym zrobić.

Reklama

W drugiej połowie lat 80. twórcy Batmana zadali sobie pytanie – a co by było, gdybyśmy zaangażowali naszych czytelników w dalszy rozwój wydarzeń?

Pomysł zmienił się w telefoniczne głosowanie – na okładkach podano czytelnikom dwa numery, pod które mogli dzwonić. Jeden ratował bohatera, drugi był dla niego wyrokiem. Kiedy Batman i Robin po raz kolejny walczyli z Jokerem, to czytelnicy mieli zdecydować, czy Cudowny Chłopiec wyjdzie z tego pojedynku cało. Nie wyszedł.

W głosowaniu wzięło udział ponad 10 tysięcy osób, 5271 z nich chciało, by Jason Todd przeżył, 5343 skazało go na śmierć. Tym samym Joker skatował Robina łomem, a później jeszcze wysadził w powietrze… razem z matką chłopca. Amerykański serwis IGN Comics umieścił historię „Śmierć w rodzinie” na 15 miejscu najlepszych historii z Batmanem.

Bill „Batman” Murray

Eric Sokoloff

Prawie wszystkim filmowym ekranizacjom przygód Nietoperza towarzyszyły jakieś kontrowersje. Kiedy w 1988 roku Tim Burton poinformował świat, że w jego Batmanie tytułową rolę zagra Michael Keaton, fani byli rozgoryczeni. Trzeba pamiętać, że w tamtej chwili aktora kojarzono głównie z rolami komediowymi. Podobne kontrowersje towarzyszyły też kandydaturze nieżyjącego już Heatha Ledgera w roli Jokera. W obu przypadkach, wybór okazał się strzałem w dziesiątkę.

Można tylko się zastanawiać, czy byłoby podobnie, gdyby do skutku doszła produkcja, jaką planowano już w 1983 roku. Wtedy w rolę Batmana miał wcielić się… Bill Murray (Bill-fucking-Murray). Powstał nawet scenariusz, którego autorem był Tony Mankiewicz (pracujący wcześniej przy Jamesie Bondzie i filmowym Supermanie I i II). Ivan Reitman miał zostać reżyserem obrazu, który zamiast tego zabrał się za „Pogromców Duchów”.

Reklama

Batman zbawia świat

Źródło: Facebook/Batman

Jak wspomina Kevin Smith, twórca m.in. Clerksów i Dogmy: „Lato 1989 było latem Batmana. Po premierze filmu ludzie zwariowali na punkcie Nietoperza. Dosłownie wycinali sobie jego symbol na głowie”. Wizja Mrocznego Rycerza, wykreowana przez Tima Burtona okazała się wielkim sukcesem i dała zielone światło dla kontynuacji. Nie był to jednak pierwszy raz, kiedy obrońca Gotham City trafił na duży ekran.

W 1966 roku w kinach można było zobaczyć produkcje „Batman: The movie”, będącą pełnometrażową wersją bijącego wtedy rekordy popularności telewizyjnego serialu. W rolach głównych wystąpił Adam West jako Batman i Burt Ward jako Robin – Cudowny Chłopiec.

Na próżno szukać w „Batman: The movie” mrocznego klimatu lub realizmu z późniejszych produkcji. Film był połączeniem lekkiego kina przygodowego z komedią. Bijatykom pomiędzy bohaterami towarzyszyły pojawiające się na ekranie napisy typu „POW!” i „TRACH”, Batman i Robin nie tylko musieli zmierzyć się z całą szajką super złoczyńców (ciekawostka: w filmie w rolę Jokera wcielił się Cesar Romero, który nie zgodził się na zgolenie wąsów, więc zamalowano je na biało), ale ponadto można było uświadczyć pojedynek Mrocznego Rycerza… z wybuchającym rekinem. Geniusz!

Film kilkukrotnie puszczano w polskiej telewizji pod tytułem „Batman zbawia świat”.

Sukces wielu ojców

Okładka Detective Comics #27. Źródło: Facebook/Batman

Reklama

Bob Kane był jeszcze nastolatkiem, kiedy wymyślił postać Batmana. „Widziałem notatki Leonarda da Vinci z projektami jego wczesnych wynalazków. Był tam rysunek człowieka z przyczepionymi do pleców skrzydłami, to miał być projekt pierwszego szybowca. Te skrzydła skojarzyły mi się z nietoperzem. Potem zobaczyłem w kinie film Zorro, jego podwójną tożsamość i walkę ze złoczyńcami” tłumaczył genezę pomysłu, który był początkiem historii jednego z najbardziej rozpoznawalnych superbohaterów. To, o czym nie wspominał, to że gdyby nie współpracujący z nim wtedy Bill Finger - nie wiadomo jak potoczyłyby się losy Mrocznego Rycerza.

Chociaż pomysłodawcą postaci był Bob, to początkowo zupełnie inaczej wyobrażał sobie jego wygląd. Jego Batman był blondynem w czerwonym stroju, w masce na same oczy (tak jak Lone Ranger), z przyczepionymi do pleców skrzydłami nietoperza. Dopiero Bill Finger zmienił wygląd postaci na ten znany i kochany po dziś dzień. Dlaczego więc pod Mrocznym Rycerzem przez te wszystkie lata widniało tylko jedno nazwisko? Ponieważ Bob Kane miał znacznie lepszą głowę do interesów niż jego kolega i zdążył przypisać sobie wszelkie prawa do postaci. Po latach, kiedy Bill Finger zmarł, Kane przyznał się, że czuł później wyrzuty sumienia, za to jak potraktował swojego wspólnika.

Dopiero teraz, przy okazji jubileuszowej reedycji Detective Comics #27 – pierwszego komiksu z udziałem Batmana – pojawiło się nazwisko Billa Fingera, jako współautora scenariusza.

Źródło: Facebook/DC Comics

Wszystkiego najlepszego!

Batman ma już 79 lat, tym samym jest drugim po Supermanie, najstarszym superbohaterem w amerykańskim komiksie.

Źródło: Facebook/Batman