FYI.

This story is over 5 years old.

używki

OK, więc mam problem z piciem...

Piję za dużo. „Skąd wiesz, że pijesz za dużo?" –​ zapytacie. Ponieważ piję, pisząc ten artykuł. Jedna dłoń na klawiaturze, druga na szkle

Piję za dużo. „Skąd wiesz, że pijesz za dużo?" – zapytacie. Ponieważ piję, pisząc ten artykuł. Jedna dłoń na klawiaturze, druga na szkle.

Picie nigdy nie sprawiło, że straciłam dom, rodzinę czy pracę. Ale to dlatego, że nie posiadam niczego z tej listy. Można by wysunąć argument, że nie mam, bo zamiast nich mam problem z piciem. Problem który – nim zaczęłam wklepywać na klawiaturze te słowa (przypominam: jedną ręką) – wolałam ignorować i przysłaniać wymówkami. I to zdecydowanie za długo.

Reklama

Mam jedną zasadę: nie zaczynam pić, póki nie zajdzie słońce – i przez lata używałam jej jako dowodu, że wcale nie mam problemu (drobne uściślenie: ta zasada osuwa się w nicość i pustkę, gdy tylko znajdę się w sytuacji chociaż odrobinę przypominającej urlop). Dzień się zaczyna, dzień chyli się ku końcowi, a ja klepię się z dumą po plecach, podziwiając swoją wstrzemięźliwość. Jednocześnie z wyczekiwaniem przyglądam się słońcu, które powoli maleje gdzieś w oddali. Oczywiście zakładając, że rozsunęłam zasłony w mieszkaniu na szerokość umożliwiającą w ogóle taką obserwację.

Jednak łatwo czekać do zmierzchu ze zrobieniem sobie koktajlu, gdy potrzeba całego dnia, by otrząsnąć się z piekielnych przejść, jakie zafundowałam swojemu organizmowi poprzedniej nocy.

Okazuje się, że postawienie przed sobą butelki to właściwie to samo, co poddanie się lobotomii. Dni się zlewają, nie do rozróżnienia w swojej banalności. Budzę się w południe, snuję w otępieniu. Gapię się na, w porównaniu z moim, szczęśliwe życie produktywnych, lepiej przystosowanych znajomych, którzy marnują sobie ochoczo czas na wielu różnych portalach społecznościowych. Powoli, metodycznie piję kawę. Dużo kawy! Kawa jest koniecznością, jej bladobrązowy kolor tak bardzo przypomina barwę worków, które wciąż rosną pod moimi zmęczonymi oczami. Ledwo trzymam się przy życiu. Gdy słońce wisi wysoko na niebie, moja aktywność rozgrywa się pod mglistą zasłoną. A jeśli muszę opuścić cztery ściany pokoju, który gloryfikuję, nazywając go mieszkaniem, zrywam się w panicznym pośpiechu. Ten nieustanny pęd sprawia, że każda sytuacja, w której się znajdę, nabiera znamion katastrofy. Coraz częściej przepraszam za spóźnienia, wysyłając esemesy na czerwonym świetle i we frustracji okładając pięściami deskę rozdzielczą. Korki mnie wnerwiają, jasne, ale bardziej wnerwia mnie moja własna osoba.

Reklama

Poznaj „Narko" – polski komiks o ćpaniu


Wnerwia mnie to, że znowu zostałam sama w moim mieszkaniu aż do wczesnych godzin rannych. Oglądałam na YouTube teledyski, które widziałam już milion razy, i wysyłałam żenujące e-maile, które wklepywałam z jednym okiem zamkniętym, a z drugim przekrwionym i zmrużonym, bo inaczej niespecjalnie cokolwiek widziałam. Rzadko, jeśli w ogóle, czytałam te e-maile po ich wysłaniu. Nie chcę wiedzieć, co w nich pisałam.

Moja produktywność na tym cierpi. Wmawiam sobie i wszystkim, którzy mogą to usłyszeć, że mam blokadę pisarską. W rzeczywistości sprawa wygląda tak, że mam blokadę rzeczywistości. Pomysł, że mogłabym funkcjonować, nie wspomagając się niczym, przeraża mnie. Boję się nagiej prawdy, która nadejdzie wraz z kompletną i całkowitą jasnością umysłu. Tak więc piję.

Czasem ktoś ze znajomych wyznaje mi z szeroko otwartymi oczyma i w bardzo przejętej tonacji, że pije za dużo – trzy, czasem cztery noce pod rząd. Zależnie od stopnia mojej nietrzeźwości, albo udaję zmartwienie, albo informuję, że ja piję każdej nocy już prawie dekadę. Zależnie od stopnia nietrzeźwości mojego rozmówcy, ta informacja jest uznawana albo za zabawną, albo za dołującą. Nieważne, z którą reakcją się spotkam, ja i tak nie czuję nic. Tak więc piję.

W moim słowniku nie znajdziecie słowa „umiar". Piję, dopóki nie zostanie mi nic do picia, a gdy to już nastąpi, często piję jeszcze trochę więcej. Jestem dziewczyną przedkładającą płyny nad ciała stałe. Mogę siedzieć w mieszkaniu wiele dni bez zaopatrywania się w jedzenie, stosując jako substytut dietę opartą o dipy, umierając na samą myśl o egzystencji w domu, w którym zapanowałaby susza…

Reklama

Jak wiele innych osób jako wymówki dla mojej ciągłej nietrzeźwości używam fobii społecznych. Interakcja ze światem przychodzi łatwiej, gdy czyni się to przez filtr. W taki sposób, jak łatwiej postuje się swoje zdjęcia po nałożeniu na nie filtra. W końcu filtry zakrywają wszelkie skazy, które można by pod nimi znaleźć.

Występuję jako komiczka stand-upowa. Zazwyczaj pod wpływem. Komicy w ramach wynagrodzenia otrzymują często jedynie kupony na drinki. Jako nieznośnie tania osoba nie jestem w stanie pojąć, jak można odmówić sobie czegoś, co dostaje się za darmo. I to nie jest odosobniona opinia. Gram z moimi przyjaciółmi komikami w taką wesołą grę: kto z nas pierwszy dołączy do AA? Wszyscy boimy się przyznać do porażki. Boimy się być właśnie tą osobą z towarzystwa, która nie dała rady, nie dotrzymała tempa, która psuje imprezę. Ale z pewnością w którymś punkcie każde z nas musi się nią stać. Lista komików, którzy wyrośli z alkoholizmu, jest dłuższa niż lista zapisów na wieczór otwartego mikrofonu. Niemal każdy, kto pracuje w moim zawodzie oraz skończył 35 lat, wreszcie wytrzeźwiał i pogodził się z losem tej smutnej duszyczki, która chodzi po klubie komediowym z butelką wody gazowanej w ręku. Jak sądzę, oznacza to, że przede mną jeszcze dobre (a mówiąc dobre, mam na myśli złe) cztery lata picia.


o piciu i innych używkach. Polub nasz fanpage VICE Polska


Kojarzycie, że na dole reklam alkoholu jest zawsze napisane: „Pijcie odpowiedzialnie"? Czytam to, mamroczę pod nosem: „Odnotowano", po czym ruszam nabzdryngolić się do nieprzytomności. Ponad wszelkie wyobrażenie. Czasem gdzieś pójdę, jeśli wiem, że będę się mogła tam najebać. Planuję moje wieczory wokół picia. Zwykle jest to jedyny plan, na jaki wpadam.

Powiedziałabym, że moim ulubionym alkoholem jest burbon, ale nie wybrzydzam. Jeśli coś ma zawartość alkoholu powyżej zero procent i da się jako tako przełknąć, wypiję to. Nie wiem, jak smakują dobre wina, ale wiem, jak smakuje kiepskie wino. I wiecie co? Smakuje cudownie.

Mówię sobie, że nie mogę tak dalej żyć. A jednak tak w głębi duszy wiem, że dalej będę. Bo alternatywą jest nieznane. Alternatywą jest brak zadowolenia z życia. Piję już tak długo, że nie znam niczego innego. Mój związek z alkoholem trwa dłużej niż większość małżeństw – w pewnym sensie wyszłam za alkohol. Jesteśmy partnerami, którzy mogą się rozstać, bo znajdują wzajemną otuchę w swoim ślepym samozadowoleniu. Chcę rozwodu, naprawdę. Ale nie chcę też być sama. Tak więc piję.

Jeśli zmagasz się z uzależnieniem od alkoholu, odwiedź stronę Anonimowych Alkoholików lub niepijemy.pl, by uzyskać więcej informacji na temat radzenia sobie z tym problemem