Pokolenie Curly Heads

FYI.

This story is over 5 years old.

wywiad

Pokolenie Curly Heads

Zawsze trudno nam uwierzyć w sukces Polaków za granicą

Zdjęcia Łukasz Ziętek

Spotkałem się z 3/5 zespołu Curly Heads, na miejscu w kawiarni był: Oskar Bała - gitarzysta, Damian Lis - perkusista i Dawid Podsiadło - wokal. W tym czasie reszta składu odpoczywała od dawania kolejnych wywiadów wścibskim dziennikarzom. Jeżeli nie wiecie kim są te chłopaki, prawdopodobnie nie słuchacie radia lub urodziliście się przed rokiem 90-tym. Curly Heads to piątka młodych muzyków wydających właśnie swoją debiutancką płytę Ruby Derss Skinny Dog. Skojarzycie ich przez charakterystyczny wokal frontmana, Dawida, laureata telewizyjnego talent-show oraz twórcy solowego krążka Comfort and Happiness (który w pierwszym tygodniu zdobył platynę). Teraz ów młodzian powraca w szeregi pełnoprawnego zespołu, prezentując swoje nowe piosenki. Chociaż z chłopcami rozmawiałem głównie o początkach kapeli i procesie tworzenia muzyki, usłyszałem też kilka słów na temat obecnej mentalności polskiego słuchacza, w której ich zdaniem, cały czas dużą rolę odgrywają gorzkie wspomnienia po wcześniejszym ustroju.

Reklama

VICE: Czym jest Curly Heads?
​Oskar Bała, gitarzysta: Jesteśmy piątką młodych chłopców z Dąbrowy Górniczej i od pięciu lat gramy ze sobą rocka.

Jak to się zaczęło? 
​Oskar: Wszyscy poznaliśmy się w pierwszym roku liceum. Ja razem z Dawidem chodziliśmy do tej samej klasy. Pewnego razu nasza wychowawczyni, wiedząc, że gram na gitarze, a Dawid czasem coś tam śpiewa, poprosiła nas, byśmy wystąpili w szkolnym teatrzyku. Mieliśmy przygrywać muzyczkę miedzy przedstawieniami, wystawianymi w szkolnej bibliotece. Początkowo ciężko było nam sobie wyobrazić tę współpracę…

Dlaczego?
​Oskar: Wtedy grałem dosyć ciężką muzykę i obracałem się tylko w metalowym środowisku, a Dawid wolał zdecydowanie lżejsze tematy.

To prawda Dawid, Szatan się tobą nie interesował?
​Dawid Podsiadło, wokal: Nie, ja wtedy słuchałem Myslovitz, Coldplay itp. Czyli lekko, ale skoro już trzeba było coś przygotować, to nauczyliśmy się kilku coverów, zagraliśmy i zaskoczyło. Na drugi dzień już robiliśmy własne utwory. Równie szybko doszliśmy do wniosku, że nie chcemy być tylko duetem i może spróbujemy swoich sił w zespole z prawdziwego zdarzenia.

Oskar: Zgadza się, Tomka Skute, naszego basistę znałem jeszcze z metalowych zespołów. Damian (perkusja) jest od nas o 2 lata starszy, więc wtedy trochę się go baliśmy i chociaż kojarzył mnie tylko z ciężkiego grania, w końcu też się do nas przyłączył. Tak samo jak druga gitara, dobry przyjaciel Damiana, Tomek Szuliński. Przez chwilę mieliśmy jeszcze w składzie klawiszowca, potem jednak zrezygnowaliśmy z tego instrumentu.

Reklama

Pamiętacie swój pierwszy koncert?
​Damian Lis, perkusista: Pierwszy wspólny występ ever był na Walentynki, w szkole. Na klubowej scenie debiutowaliśmy w „Piwnicy Pod Spodem", w Sosnowcu.

Jak teraz wygląda wasz proces tworzenia? Jest demokracja, czy któryś jest szefem?
​Oskar: To się zmieniło, bo na początku to ja przynosiłem do sali prób dużo pomysłów, na których później pracowaliśmy. Często to były już gotowe piosenki, tyle że bez wokali. To się zmieniło odkąd zaczęliśmy pracować nad materiałem na płytę. Każdy z nas tworzy teraz po równo. Czasem wystarczy jeden riff, na którym później budujemy piosenkę.

Teledysk do „Reconcile", pierwszego singla CURLY HEADS.

Kto pisze teksty?
​Oskar: Finalnie odpowiada za to Dawid, my co najwyżej staramy się mu opowiadać o towarzyszących nam odczuciach i przemyśleniach związanych z danym utworem. Czasem dzielimy się też swoimi życiowymi historiami, inspirując jego emocje.

Dawid, jak się czujesz pisząc własne teksty?
​Dawid: Super! Na pewno podszkoliła mnie współpraca z Karoliną Kozak, która pomagała mi przy solowej płycie. Często zarys tekstów powstaje już podczas pracy nad utworem, gdy wyśpiewuje różne dźwięki w nieistniejącym języku i wtedy pojawiają się zdania, które później stają się wyznacznikiem kawałka. Chętnie korzystam też z opowieści chłopaków, dzięki temu też oni w końcu wiedzą o czym śpiewam.

No właśnie, a o czym teraz śpiewasz?
​​awid: No tutaj nie ma jakichś rewelacji. Piszę o miłości, głównie. W sumie nie miałem w życiu zbyt wielu problemów, wszystko było raczej spokojne i przyjemne, więc koncentruje się głównie na relacjach dwojga ludzi, faceta i dziewczyny. To nie są rzeczy istotne dla świata, w moich tekstach nie ma wojen, ani głodu. Opisuje to co mnie spotkało, to co jest dla mnie istotne i - jak mi się wydaję - istotne także dla mojego pokolenia.

Reklama

Mógłbyś wymienić tematy, które twoim zdaniem są istotne dla twojego pokolenia… oprócz miłości? 
​Dawid: Popełnianie błędów i uczenie się na nich. Szukanie sensu w życiu i póki co, dochodzenie do wniosku, że tego sensu brak. Impulsywność i złość, ale jednocześnie celebracja miejsca, w którym się jest.

Wiele osób, przy wyborze płyty, będzie zapewne sugerować się twoim wcześniejszym krążkiem. Czym Curly Heads różni się od twoich solowych dokonań?
​Dawid: Różnice usłyszy się już od pierwszych dźwięków. To zupełnie inny gatunek muzyczny. Moja płyta, mimo wszystko, była płytą popową i mainstreamową, która sprzyja codzienności. Ruby Derss Skinny Dog trafi do znacznie węższego grona odbiorców. Jest to przede wszystkim muzyka gitarowa, ale co ważniejsze, słychać, że to praca całego zespołu. Moja rola też polega na czym innym, bo jestem tylko jednym z instrumentów, a nie liderem wśród dźwięków.

Wracając do twoich tekstów, dlaczego zdecydowaliście się na piosenki anglojęzyczne?
​Dawid: Dla mnie ta muzyka może funkcjonować tylko w języku angielskim. To jedyna forma przekazu na to, co chcę powiedzieć. Czułbym się głupio, gdybym miał śpiewać te piosenki po polsku. Nie chodzi w tym też o plan podbijania świata, bo to i tak w końcu nam się uda, chociaż najpierw musielibyśmy chyba zataić, że jesteśmy z Polski.

Coś w tym złego skąd jesteście?
​Dawid: Mam wrażenie, że odbiorca z Polski nie chce mieć jeszcze polskich artystów za granicą. Kiedy polscy artyści robią za granicą coś z sukcesami, trudno nam, Polakom uwierzyć, że to możliwe.

Oskar: Boli nas, że w Polsce ludzie mają zupełnie inne podejście do muzyki. Są zamknięci. Duży procent ludzi nie sięgnie po naszą płytę, bo nie jest po polsku. Nam natomiast zależy, by wczuli się w emocje tej muzyki, niekoniecznie słowa. Dobrym przykładem są zespoły Behemoth lub Vader, które za granicą robią ogromną karierę, a u nas kojarzą się jedynie ze skandalami.

Dawid: Podsumowując, na razie w naszym kraju nie można odnieść sukcesu z niszową muzyką, zwłaszcza kiedy jest w innym języku niż polski. Musimy jeszcze przejść przez te popowe i mainstreamowe rzeczy, co w większości nawet nie jest muzyką samych artystów, tylko kompozycjami stworzonymi na podstawie badań społecznych, które określają co spodoba się odbiorcom.

Skąd więc, waszym zdaniem, taka mentalność polskiego słuchacza?
​Dawid: Może to przez te wszystkie straszne rzeczy, jakie mieliśmy w naszym kraju. Mam na myśli to, jak bardzo byliśmy oddzieleni od reszty świata. Muzyka wtedy miała zupełnie inne znaczenie, była bardziej bronią niż sztuką. Do Jarocina jeździło się dla czegoś więcej, niż słuchanie muzyki - to była często polityka. Teraz natomiast, mam wrażenie, że jest trochę, jakbyśmy dostali po głowie kijem baseballowym: „Hej, mamy dostęp do wszystkiego, jest internet, ogarnijmy się, za pięć lat ten szok minie i wtedy zrozumiemy, że nasi polscy artyści mają prawo wychodzić na zewnątrz i nawet powinniśmy ich w tym wspierać".